Pszonak, urdzik, lulecznica…
Aby dobrze przygotować warsztaty w Pieninach, wraz z A. zrobiliśmy rekonesans po słowackiej stronie Dunajca: od Lesnicy do Czerwonego Klasztoru. To klasyczna droga biegnąca brzegiem Dunajca przez jego zadziwiający przełom, tuż pod masywami Sokolicy i Korony (Trzech Koron). Naszym celem było sprawdzenie na jakie rośliny możemy liczyć w czasie warsztatu (a wiosna nie jest specjalnie typowa i wydawała się bardzo wczesna) i gdzie warto poprowadzić naszą znakomitą grupę!? Poza wpadającymi w oko kępami smagliczki skalnej – Aurinia saxatilis (żółto kwitnące kępy na białych, wapiennych skałach i ścianach, a opisanych na tym blogu z powodu kwitnienia w lutym i marcu!!!), zwanej dawniej smagliczką Arduina, rośliny, która występuje w Polsce jedynie w Pieninach, szybko spotkaliśmy skupiska kilku innych, wybitnie pienińskich roślin. Pierwsza z nich to okazały pszonak Wittmanna – Erysimum wittmanni, endemit karpacki, który w Polsce rośnie prawie wyłącznie w Pieninach. Po kilkunastu minutach marszu napotkaliśmy spore skupisko urdzika karpackiego (jaślinka) – Soldanella carpatica, który rośnie głównie w Tatrach i na Babiej Górze, ale trafia się także w Pieninach. Blisko Czerwonego Klasztoru wypatrywałem licznych tam skupisk lulecznicy kraińskiej – Scopolia carnicola, która jest w centrum moich etnobotanicznych zainteresowań (ale nie ze względu na znane właściwości), ale z uwagi na jej wędrówki wraz z ludźmi i nurtem rzek… Poza zmieniającym się rozmieszczeniem i właściwościami, roślina ta ma także inne, interesujące aspekty i np. jej nazwa nadana przez Mr Flower Power – jak Szwedzi nazwali swego słynnego botanika Karola Linneusza w jego 300-lecie urodzin – wskazuje na włoskiego botanika G.A. Scopoliego… który pracował najwyraźniej… w Bańskiej Szczawnicy na Słowacji. Banska Stiavnica jest bardzo piękną, interesującą i owianą legendami miejscowością, o której sporo pisaliśmy w naszym przewodniku po Słowacji (Słowacja. Karpackie serce Europy, A.Nacher i M.Styczyński oraz B.Cisowski, P.Klimek, Wyd. Bezdroża, wyd.I z 2004 r., s.207-2012) i może tu wystarczy wspomnieć, że miasteczko jak z bajki (alchemików) położone jest w starym kraterze wulkanu, odbywa się tam Święto Salamandry (procesja z fugurą złotej salamandry… etnobiologia Karpat ma tu piękny obszar badań) i można zobaczyć i usłyszeń archaiczny drewniany (jesionowy) dzwon/bęben szczelinowy/gong nazwany na Słowacji: klopacka. Klopacka w Bańskiej Szczawnicy była kiedyś instrumentem sygnałowym i kołatanie (klekotanie…) informowało o końcu szychty (bania to kopalnia, a w BS można zwiedzać m. innymi starą kopalnię złota!), obecnie informuje o końcu życiowej szychty starych górników i stała się instrumentem pogrzebowym, a więc rytualnym, powracając w ten sposób po wiekach do swej pierwotnej funkcji jaką spełnia w klasztorach prawosławnych (widziałem i dokumentowałem tą grupę arcyciekawych instrumentów w Rumunii, Bułgarii, Grecji) gdzie znalazły się wg. mojej teorii wprost z tradycyji i praktyki monastycznej Azji. Tego rodzaju instrumenty w Azji nazywają się chan (dzwon) i są atrybutami buddyjskich sal medytacyjnych (np. zendo) w Chinach i Japonii. To wciągający temat, który zaprowadził nas daleko poza Pieniny… a dość dobrze opisałem go w naszej z A. pierwszej wspólnej książce: Ucho jaka. Muzyczne podróże od Katmandu do Santa Fe z 2003 roku, ale dostępne od kilku miesięcy jako eBook w Wydawnictwie Bezdroża (s.163-167).
Poza tymi interesującymi gatunkami wybitnie związanymi z Pieninami zauważyłem sporo rozwijających się lilii złotogłów – Lilium martagon i ostrożenia lepkiego – Cirsium erisithales, wcale nie tak częstego gatunku okazałej, kwitnącej żółtymi kwiatami rośliny branej za oset, która przy Czerwonym Klasztorze rośnie w dużej ilości, a także wpadała w oko kokorycz wonna – Polygonatum odoratum, mocna roślina lecznicza o wielu zastosowaniach (!) oraz rozpoczynający kwitnienie żywokost sercowaty – Symphytum cordatum, który jest w rejonie Pienin rośliną obcą (przybyszem) i gdyby pojawił się dzisiaj, to zaraz byłby wpisany na listę roślin zagrażających tzw. rodzimym gatunkom (może nawet inwazyjną!), a tak jest chlubą polskiej, górskiej przyrody! 🙂 W przypadku żywokostu sercowatego (wydaje się, że tworzy on w rejonie Czerwonego Klasztoru mieszańce z żywokostem bulwiastym) i lulecznicy kraińskiej mam dość zaskakujące dane… ale to wyjaśni się podczas warsztatu i będą dopiero po nim publikowane, także poza tym blogiem, ale nie w obiegu tzw. naukowym. 🙂 O żywokoście jako leku powie nam po swoich własnych doświadczeniach p. Barbara, nasza stała warsztatowiczka.
Mam nadzieję, że wymienione pewniaki są już wystarczającym powodem aby się w Pieniny wybrać, ale zapewniam także spotkanie z pokrzykiem wilczą-jagodą – Atropa belladonna i setką innych interesujących gatunków… bo samo wejście w Haligovskie Skały to osobna botaniczna droga marzeń 🙂 !!!
Do zobaczenia na szlaku etnobotanicznym i zaraz po powrocie opublikuję fotograficzne sprawozdanie z naszych zajęć terenowych i wykładów. Jeszcze w pierwszej dekadzie maja zapowiadam wyczerpujące tło etnobiologiczne i program warsztatu w Górach Lewockich 19-20-21 czerwca 2014r.
Na moich fotografiach z 19 kwietnia 2014 roku, kolejno od góry: pszonak, urdzik, lulecznica i autor z lulecznica na fot. AN
Stanisław Mączka
Lulecznica rośnie też w okolicy Sieniawy, m. Dobra, miejsaca po wioskach zniszczonych w czasie wojny i po niej.