Ryga
W październiku odwiedziliśmy Rygę. To piękne miasto i poza wieloma wspaniałymi tworami architektury (starej, z różnych okresów bogatych dziejów Rygi, ale i całkiem nowych – Biblioteka Narodowa!) okazało się ono niezwykle interesujące pod względem rozmaitych wpływów kulinarnych, targów ziołowych i zaopatrzenia w owoce i wszelkie produkty rolne. Prawdę mówiąc, liczyłem na jakiś targ rybny (był, był!) i właściwie tyle…a tu proszę!
Już w pierwszych godzinach naszego pobytu w Rydze, wiedzeni naszym doświadczeniem, ale i intuicją, „odkryliśmy” wielki targ, który znajduje się tuż obok dworca autobusowego i bardzo blisko dworca kolejowego. Określenie wielki, oznacza to, że poza około 2-hektarowym placem z targowiskiem owoców i wszelkich „zieloności” sąsiadujących niekiedy z majtkami, rajstopami itp. obiektami znanymi z wszystkich bazarow świata, było tam kilka olbrzymich, krytych przeszklonymi dachami, hal targowych. Nasze badania z wielką przyjemnością połączyliśmy z dobrym i tanim zaopatrzeniem na kilka dni, a może odwrotnie?
Pierwsze wrażenie dotyczyło źródeł zaopatrzenia, które najwyraźniej są w Rydze inne niż w Krakowie. Nigdy bym nie uwierzył, że najsmaczniejsze winogrona w 2016 roku kupimy na Łotwie… a były to drobne, tanie i rewelacyjne w smaku owoce z Mołdawii… i w odróżnieniu od winogron z Hiszpani jakie są podstawą naszego handlu, widziały słońce, a jest prawdopodobne, że dojrzały na powietrzu. Piękne bakłażany i granaty sprowadzone były z Turcji… Co jest z naszymi handlowcami, że mają (mogą mieć?) za nic nas kupujących, a celem jest tylko masowy kontrakt na zawalenie sklepów? Dlaczego dopiero w ostatnich tygodniach znalazłem w Krakowie, dobre w smaku winogrona z Włoch, niestety w małej ilości, leżące obok tych zielonych, kwaśnych i przeczyszczających produktów, jakoś mało przekonywującego smakiem, rolnictwa Hiszpanii. Orzechy włoskie w kilku miejscach miały bardzo, bardzo interesującą cenę, pełno było dyniowatych (arbuzy, melony, dynie, ogórki…) z wielu pięknych miejsc na świecie. Przypominam, że Łotwa jest jak my w UE, a leży znacznie dalej na północ od wielu krajów, z których te dobre owoce pochodzą. Mówiąc z pewną ironią – te świetne produkty latają nad nami do Rygi.
Po wejściu do pierwszej krytej hali targowej… nasza ekscytacja weszła w fazę trwałą, ale jednocześnie trochę się nam zrobiło smutno. Ekipa z Uzbekistanu piekąca swoje chleby i placki chlebowe w dużym piecu, masa kiszonek z całkowitym hitem w postaci kiszonych pędów kwiatowych czosnku i samego czosnku (na górnej focie), sery i liczne (liczne!) stoiska z suszonymi pękami ziół przyprawowych i leczniczych, ale także rozmaitymi ziołowymi lekami, specyfikami sprowadzanymi w dużej ilości z Rosji. Następne hale już tylko utwierdziły w nas przekonanie, że wrócimy tu szybko! Z ciekawostek, tych grubych, to warto zauważyć, że na stoiskach z rybami znalazłem tak wiele gatunków ryb, skorupiaków i małży, że zaczynam się zastanawiać, czy Polska leży nad tym samym morzem co Łotwa? Odróżniam ryby sprowadzane z Norwegii, ale np. piękne minogi ! były z Bałtyku. Rozumiem, że rejs z Rygi do Sztokholmu kosztuje 30 euro… ale z Gdańska też nie ma problemu w dotarciu do Skandynawii.
Bardzo interesująca jest miejscowa oferta produktów pszczelich. Łotwa słynie na tym rynku, ale to co zobaczyliśmy było naprawdę intrygujące. Wiele produktów pochodzi z małych pasiek i drobnych firm, ale widać, że adresowane są do ludzi, którzy znają się na rzeczy i „ziołomiodami” nie da się im zamącić w głowie. Niestety, nasi pszczelarze mają wielki kłopot wewnątrz swojego własnego środowiska i naprawdę nie dotyczy on tylko tych drobnych napisów na słoikach z miodem ze „swojskich” i „rodzinnych” pasiek w stylu „… i zawiera produkty pszczele z krajów poza UE” czytaj: z Chin. Aby pociągnąć ten temat, po Rydze jestem już całkiem przekonany, że wcale nie musimy być zalani rolnymi produktami z Chin. A jesteśmy i jakoś nikt tak tego nie przeżywa jak straszliwych umów z Kanadą i USA. A może chodzi o to, że miody z Kanady będą tak samo „dobre”, ale tańsze?
Ryga jest miastem wielu pięknych parków i sporej ilości wody. Stare drzewa zachowane i pielęgnowane w zieleni miejskiej są bardzo pięknym elementem w przestrzeni miejskiej i czuje się, że na Łotwie drzewa się szanuje i lubi. Nie mieliśmy wiele czasu, ale i tak napotkaliśmy wiele okazów starych dębów, a pięknie owocująca miłorzębica (można tak nazwać żeński osobnik miłorzęba Ginkgo biloba?) sprawiła mi sporo radości, bo w Polsce sadzi się wyłącznie okazy męskie, gdyż „śliwki” miłorzębu mają niedobry zapach. Ciekawe, ze zapach palonego plastiku i zasiarczonego węgla z wadliwych instalacji zaśmierdział nam dopiero od niedawna…dopiero gdy zaczęliśmy się dusić. 🙁 W Krakowie rośnie także stara „miłorzębica” i może warto wspomnieć, że pestki wydobyte z żółtych „śliwek” są jadalne i były pokarmem w Chinach od zawsze. „Zawsze” w przypadku tego drzewa dotyczy wyłącznie ludzi, bo rosło ono na długo przed pojawieniem się ludzi.
Młodsi badacze etnobotaniki miejskiej, rynku produktów spożywczych i ziołolecznictwa, a także entuzjaści tradycyjnych smaków, znajdą w Rydze wiele inspiracji, ale uprzedzam, że powszechnie używanym językiem jest tu rosyjski i to on króluje na ulicach. Bardzo żałujemy, że nie znamy ani słowa po łotewsku (i lepiej się przygotujemy na ponowne odwiedzimy Rygi!), ale tym bardziej znajomość podstaw rosyjskiego się nam przydała. A trudno bez niej prowadzić badania nad miejscowym jedzeniem w doskonałych barach i lanczeriach… warto wiedzieć co to „pielmień”… Gdybyście kiedyś wylądowali w Rydze bez pieniędzy nawet na bary szybkiej obsługi (ale z miejscowym jedzeniem), to zawsze pozostają hale targowe opisane wyżej… całkiem dobra kawa z ekspresu (a jest jakaś inna dobra kawa?) poniżej 1 euro plus placuszki nadziewane (lub nie) serem za drugie 1 euro … i da się żyć!
Kiszone pędy kwiatowe czosnku, kupuje się na wagę i warto wiedzieć o jednej jeszcze ich właściwości, poza wybornym smakiem! Jest to mocny, aromatyczny 🙂 zapach! Nasz zapas tej kiszonki został na podróż opakowany w plastikowe, szczelnie zamykane pudło i umieszczony w trzech workach plastikowych…ale z plecaka gdzie ten pakunek schowałem, wydobywał się przez 14 godzin (tyle autokar jedzie z Warszawy do Rygi) zdecydowany komunikat o dużej ilości czosnku na pokładzie. Chociaż raz nie byliśmy osamotnieni wśród sporej grupy podróżnych, którzy mają w zwyczaju epatować mocną aurą tworzoną przez kanapki z kiełbasą nadziewaną smalcem i czosnkiem z niewielkim dodatkiem mięsa.
Ostatnia fotka jest ze środka starszej części Rygi, widać, że ludzie z Krakowa w Rydze mają prawo się czuć dobrze, zwłaszcza gdy lubią Gdańsk… 🙂
Jakość fot tym razem słaba, ale pochodzą z telefonu…