Zioła z Pamiru, cz. 2
W pudle ze zbiorami z Pamiru (z obszaru leżącego w Tadżykistanie), jakie podarowała Biotopowi Lechnica Asia Milewska, znalazłem coś nie przypominającego rośliny, a raczej kawał jakiegoś minerału…?! Kremowa buła wielkości pięści okazała się być bryłą uformowaną z mąki… otrzymanej z wysuszonych i zmielonych owocostanów morwy białej! Tu należy się kilka słów o samej morwie (Morus sp.), bo jest z nią (z nimi) pewien kłopot. Morwa biała (Morus alba), którą znamy z nasadzeń sztucznych w Polsce pochodzi z Azji (wymienia się Chiny jako region pochodzenia, ale co to oznacza dokładnie?) i czasem sieje się i rośnie w cieplejszych miejscach Europy. Znamy jej owocostany traktowane jako pojedyncze owoce, wiemy coś niecoś o jedwabnikach, które żywią się w stanie larwalnym liśćmi tego drzewa i to tyle? W Polsce jada się czasem owocostany morwy, ale nie słyszałem aby produkowano z nich jakieś przetwory, a o znakomitych właściwościach liści raczej wiedzą tylko najbardziej zainteresowani. Przy tak wielkiej ilości diabetyków może warto byłoby spopularyzować morwę mocniej. Poza owocami i liśćmi (jako lekarstwo i pokarm dla gąsienic jedwabnika w naturalnym cyklu uzyskiwania jedwabiu) także i drewno jest cenione jako interesujący materiał do wyrobu mebli i drobnych przedmotów domowych i ozdobnych. Warto wiedzieć, że owocostany morwy białej mogą być różowe, bordowe, a nawet prawie czarne i dalej mamy do czynienia z morwą białą… 🙂 Prawdziwa morwa czarna (Morus nigra), a nie biała udająca czarną przez zmienny kolor owocostanów… także wywodzi się z Azji, ale raczej z rejonów leżących w Afganistanie, Pakistanie, Iranie aż po Kazachstan, rośnie ponadto w ciepłych rejonach Europy. Podobno w Polsce jest trudna do spotkania. Nieporozumienia dotyczące ciemnych owocostanów morwy białej nie pomagają w rozsupłaniu, do którego to gatunku odnoszą się zapisy biblijne i wzmianki u starożytnych badaczy? Na dodatek ilość gatunków morw sięga od kilkunastu do kilkudziesięciu… i poza Azją, mamy podobno morwy afrykańskie, a nawet teksańskie… 🙂 Tak czy siak, morwa jest niedoceniana u nas i dopiero od jakiegoś czasu są w krajowym handlu dostępne suszone owocostany morwy białej. W listopadzie 2014 roku zrobiłem niewinne doświadczenie: włączyłem suszoną morwę do poczęstunku, jaki przygotowałem wraz z rewelacyjnym Straganem Ekologicznym przy Placu na Stawach w Krakowie, przy okazji seminarium naukowego na temat ochrony czynnej pierwiosnki omączonej Primula farinosa. W seminarium uczestniczył kwiat botaników z różnych instytucji badawczych i uczelni i … nikt nie rozpoznał suszonej morwy. Przypuszczam, że zadziałało też zaskoczenie, bo najczęściej przy takich okazjach oferowane są kanapki z szynką… a nie warzywna tarta i morwa… ale jednak?! Tym bardziej ekscytująca stała się dla mnie buła z morwy. Według informacji Asi, sucha i twarda masa jest stosowana do wielu różnych potraw po… starciu na metalowej tarce na drobny proszek. W literaturze rosyjskiej spotkałem opis mówiący o tym, że w niektórych rejonach Azji wytwarza się mąkę z wysuszonych owocostanów morwy. Czyżby nasza „buła” była bryłą takiej wysuszonej mąki? Najwidoczniej tak, a do tego raczej to białe (a nie czerwone czy bordowe) owoce morwy białej, bo ciemny barwnik z owoców morwy czarnej (ktore na szczęście nie są czasem białe) byłby chyba widoczny w mące? Tak spreparowaną morwę warto byłoby poddać badaniom i ewentualnie spopularyzować jako doskonały element leczniczej diety!
W niewielkim pojemniku zdeponowanym w pudle znalazłem szafran – dobrej jakości i smaku, ale jakby nieco grubszy niż spotykany w handlu i pochodzenia tureckiego. Z szafranem niby wszystko wiadomo, a wcale nie! Do tego stopnia, że nawet toczy się dyskusja o jakich gatunkach krokusów (szafranów) mówimy w kontekście produkcji barwnika, antydepresanta i przyprawy o tej nazwie. Sporo pisałem o tym w Zielniku… więc tu tylko tyle plus fotografie, może ktoś przywiezie z Pamiru kwiaty szafranów i sprawę wyjaśnimy? Zamierzam też tej wiosny zacząć wyjaśnianie w postaci założenia małej uprawy krokusów w Biotopie Lechnica na wzór małych poletek, jakie uprawia się tradycyjnie w górach Atlas w Maroku, gdzie produkuje się doskonałej jakości szafran.
Przy okazji zbioru ziół Asia przywiozła w prezencie dla A. intrygujący zestaw kosmetyczny do czernienia brwi i okolic oczu. Dla dobra nauki 🙂 zestaw został na kilka dni wypożyczony i jest włączony w postaci dokumentacji fotograficznej do zbioru pt. Pamir 2014… 🙂 Po konsultacjach z geologami i znakomitymi znawcami minerałów wydaje się, że jest to naturalny grafit, którego złoża są znane z Tadżykistanu i Pamiru. Specjalnie włączam do omówienia zbiorów zielarskich także interesujący minerał (a pominę w opisie kryształy soli z Pamiru ), gdyż istnieje ścisły związek pomiędzy składem chemicznym i siłą oddzialywania roślin a minerałami i glebą, na jakich rosną. Można też powiedzieć, że wiele roślin zostało uznanych za „zioła” bo zawierają pewne mało znane lub występujące śladowo pierwiastki, które były dostępne do naszych czasów jedynie poprzez rośliny. Rośliny bowiem znają sposoby na pozyskiwanie wielu pierwiastków z gleby, wody i powietrza. W tym sensie, niestety, zbieranie dzikich roślin jadalnych ze znakomitej większości miejskich stanowisk jest szukaniem guza i nie powinno się tego robić (poza sytuacjami, w których występuje zagrożenie życia widmem głodu). Bardzo przepraszam za rozczarowanie, ale ucząc o zjawisku fitoremediacji nie mogę udawać, że nie wiem gdzie i w jakich ilościach kumulują się szkodliwe lub śmiertelnie szkodliwe substancje z powietrza, wody i gleby. Nic nie zastąpi terenów czystych ekologicznie, a nawet najbardziej zielone miejsca w dużych miastach i aglomeracjach typu Śląsk wymagają wielu lat (wersja optymistyczna) odzyskiwania dla uprawy zdrowych (dla ludzi) roślin. Argument, że w takich miejscach oddychamy i pijemy wodę jest raczej cyniczny…
Fotografie – Bogdan Kiwak.