Kilka ostatnich tygodni to dwie znaczące podróże i zawodowe wypady na interesującą granicę pomiędzy Beskidem Sądeckim, a Małymi Pieninami. Połowę lipca wędrowaliśmy po tundrze za kręgiem polarnym i jest to nieustająca radość dla każdego botanika. Sprawozdanie z wędrówki ukaże się w przygotowywanej książce pt. Vaggi Varri – w tundrze Samów, ale muszę się pochwalić, że znalazłem piękne stanowisko Cassiope tetragona, którą to roślinę sam Karol Linneusz tylko raz odnalazł w górach Szwecji. Na Alepoajvve, górze wznoszącej się nad wielkim jeziorem Sitas na granicy Szwecji i Norwegii, spotkaliśmy przepiękne stanowisko różeńca górskiego (Rhodiola rosea), którego kłącze szacuję na 1,5-2 kg. Oczywiście ten mityczny Złoty Korzeń rośnie sobie na Alepoajvve spokojnie… Poza zwykłymi w tundrze hektarami pełników, dębików, tłustoszy (zarówno zwyczajnych, jak i alpejskich) itd. napotykaliśmy sporo widłaka wrońca, który będzie pierwszym gatunkiem jaki wpiszę w suplement do Zielnika podróżnego. Wroniec, nazywany w Herbarzu Polskim (wydanie z 1595 roku, Kraków) – Spica Sarmatica jest ekstremalnie ciekawym przypadkiem pod kilkoma względami. W tundrze zrobiłem mały zbiór roślin na początek klasycznego zielnika. Część roślin została zeskanowan na potrzeby wspomnianej książki.
W sierpniu nasze muzyczne drogi zawiodły nas w interesujące miejsce w Alpach na wys. ponad 2 300 m n.p.m. Z wielu ciekawych spotkań warto już teraz wspomnieć o znalezieniu goryczki pannońskiej (Gentiana pannonica), zwanej przez niektórych (np. w Czechach) goryczką węgierską. Z wielu spotkań i doświadczeń (nasz pobyt u źródeł Renu był związany ze spotkaniem zielarzy, szamanów…) warto dotknąć podarunku jaki otrzymałem (na focie Bogdana) czyli kamiennego nożyka do ziół. Prosty nożyk z krzemienia osadzony jest w rękojeści z rogu renifera… dostałem go w Szwajcarii gdzie został wykonany przez pewnego Czecha wzorującego się na wytworach kultury magdaleńskiej… Najważniejsze jest jednak przsłanie jakie ze sobą niesie, o tym, że rośliny wymagają szacunku i staranności. Zioła nie znoszą metalu i wszyscy o tym wiemy, ale kto go nie używa przy zbieraniu roślin?  Szacunek i stanność wiążą się z dbałością i odpowiedzialnością. Kiedy widzę hit sezonu czyli tzw. ogrody mobilne (co sprowadza się najczęściej do worków wypełnionych kupioną w sklepie ziemią czyli odkwaszonym torfem…) z rachitycznymi roślinami, które podlewa się i karmi w krótkich przerwach dyskusji panelowych i wywiadów dla tivi, to ogarnia mnie współczucie i czekam aż moda opadnie. Swoją drogą, to powierzchowność i arogancja wielu bio artystów powala. Czym różni się „artystyczny ogród mobilny” z worków od tradycyjnego (?) z donic?  Otóż różni się tym, że tradycyjny urządza od kilkudzisięciu lat każda babcia w Starym Sączu, a „aom” powstał jako „autorska kompozycja” artysty. Wiem, wiem… pisuar Duchampa i puszki zupy Warhola… ale kiedy to było? Sztuka współczesna zaczyna boleć… Na tle takich bio-kwiatków doskonale wypada to co widziałem wokół Zamku Ujazdowskiego w Wa-wie na początku sierpnia! Zadbane rośliny w prostokątnych torbach-workach (które można dostać w sklepach w Szwecji, ale także są w sieci) i dorodne pomidory z dobrze uprawianych krzaków świadczą o dbałości i odpowiedzialności.
Lista została zamknięta i mamy już całą ekipę na warsztaty w Górach Levockich na Słowacji – 14/15/16. 09. 2012 !
Na focie nożyk do ziół i dorodna Atropa belladonna z Karpat.