sustainism2
Z każdego wyjazdu wracamy z plecakiem książek, wydawnictw, ulotek, map i wszelkiego rodzaju druków, które dopiero w domu dokładnie badamy. Oczywiście w Wenecji, poza wielkim dwutomowym katalogiem Biennale, zebraliśmy sporo wydawnictw ulotnych, ale także kupiliśmy interesującą książkę. To także gabarytowo duże wydawnictwo pt. Yes Naturally. How Art Saves the World, które z pewnością jest już w obiegu wśród co bardziej dociekliwych badaczy kultury współczesnej, ekologów, aktywistów miejskich itd. itd. Książka ma 240 stron i jest pewnego rodzaju przeglądem trendów, postaw myślowych artystów i aktywistów, dzieł sztuki lub działań bliskich temu pojęciu (często są to wyniki ewolucji klasycznego 🙂 land artu, ale też bioart), a więc cała książka jest sama w sobie pomnikiem tego co się dzieje w światku miejskich „ekologów” i działaczy społecznych. Pomnik odpowiada rzeczywistości, bo po pierwsze książka jest bardzo nierówna, co oznacza, że bzdury sąsiadują z przebłyskami interesujących koncepcji… po drugie: dobór autorów i tematów jest aktem środowiskowym (czytaj: znajomościowym) i wolnym od logiki i obiektywizmu, ale pełnym uwielbienia dla miłych i ciepłych zachodnich środowisk miejskich partyzantów młodego pokolenia, które uważa, że świat się urodził w momencie gdy pierwszy raz „weszli” do sieci… to taka rewolucja ostra w słowach, ale bezpieczna i zadekowana gdzieś na uczelniach i w bogatych fundacjach, finansowana przez rodziców partyzantów albo, co rzadziej, bardzo indywidualistyczna i nastawiona na eksperyment i sztukę. Niestety to drugie (sztuka…) jest czasem grubym nieporozumieniem i dość mam już odkrywania starych doświadczeń Pawłowa – wielkiego uczonego rosyjskiego (dla młodych czytelników: użycie określenia ” wielkiego uczonego rosyjskiego” to sarkazm w czystej postaci i odnosi się do czasu gdy każdy rosyjski gość w białym kitlu był „wielki” jeżeli pisano o nim w socjalistycznej Polsce), który badał odruchy psów na rażenie ich prądem, co dawało metodę nauczania prawidłowych odruchów, także na planie inżynierii społecznej. Obecnie przekłada się to na seryjne produkowanie „gadających roślin”, a ostatnio nawet roślin latających (jak donosi A. która jest właśnie na Festiwalu Ars Electronica w Linzu)… Trzymanie w pleksiglasowym pudle lub innej klatce papug, kogutów itp. fantastyczne odkrycia bioartu zaczynają drażnić efekciarstwem i podstawowymi brakami w wykształceniu artystów/sztukmistrzów (fizyka, biologia, chemia na poziomie liceum) i usilnym wpisywaniu się w najmodniejsze nurty sztuki i aktywizmów czyli w Towarzystwo. Zamiast nowej sztuki mamy rodzaj cyrku i gabinetu osobliwości w jednym, przypominający ten nazywany Centrum Kopernika w Warszawie.
Pewnie w każdym snobiźmie jest ziarnko pozytywnego, ale problem w tym, jak to ziarnko jest duże? Niektóre rozdziały w omawianej książce są jak ilustracja działań popularnej krakowskiej artystki Malik, która robi rzeczy istniejące wyłącznie lub prawie wyłącznie poprzez medialne nagłośnienie. Siedzenie na drzewach lub malowanie obrazów w parku czy nadrzecznych zaroślach albo pływanie kajakiem po miejskich rzeczkach nie ma artystycznego znaczenia i jest to czysty aktywizm ubrany przez kolegów z mediów w szaty sztuki. Z drugiej strony, nie można nie docenić tematyki i konsekwencji w zajmowaniu się żywym otoczeniem człowieka w mieście przez tę miłą osobę. Dlatego jesteśmy w pułapce… bo przecież warto wspierać takie działania udając, że nie widzimy słowa sztuka/art jakie się uparcie serwuje licząc, że powtórzone tysiąc razy wreszcie się uprawomocni. Do książki i tematu sztuki współczesnej zajmującej się roślinami 🙂 będę wracał jeszcze wielokrotnie, ale jedno z objawień, które uratuje świat zasługuje na uwagę szczególnie. To pojęcie SUSTAINISM opisane i zilustrowane graficznie na końcu książki. Trochę ryzykuję opisując to bez uzgodnienia z autorami, bo pojęcie i logotypy specjalnie zaprojektowane 🙂 dla nowej ery zapowiadanej przez duet: Joost Elfferst i Michiel Schwarz są chyba zastrzeżone! Autorzy skromnie nazwali swój koncept – ” a new era in culture” i zaczynają swoje wywody od charakterystycznego intro: „po dwudziestowiecznym moderniźmie i postmoderniźmie…” … Wow!  Sustainism ogłoszono jak należy 🙂 w manisfeście: „Sustainism Is the New Modernism: A Cultural Manifesto for the Sustainist Era” w Nowym Jorku w 2010 roku. Podstawowe hasła Nowej Ery to: CONNECT – LOCALIST – SHARE – FAIR – PROPORTION – NETWORK – REDESIGN – INCLUDE i są to hasła głęboko słuszne! 🙂 Przypominają one nieco listę złożoną z  części tutułów prasowych z ostatnich 20. lat dyskusji, działań i opisów ideologii budowanej wokół społecznych ruchów na rzecz ochrony środowiska i obrony niezależnej kultury więc bez wątpienia cel i ideolo są słuszne i warte poparcia… 🙂 Logotypem (pamiętajcie: design and text by JE and MS…) Sustainismu jest węzeł bez początku i końca, jakoś znajomy… bo używany od tysięcy lat w kulturach: Azji (Indie, Tybet…), Afryki (np. Etiopia), Ameryk (np. Meksyk), Europy (Grecja, Norwegia…)… a wymieniam tylko te najbardziej znane. Niejaki Adrian Frutiger opracował kiedyś piękną „mapę” wydaną w Szwajcarii  pt. Symbols and Signs. Explorations i przez przyzwoitość (mimo świetnej roboty badawczej i edytorskiej) nie ogłosił tego światu jako własnego wynalazku. No i tak to jest z modami, chęcią bycia w TRDPIKiN (Towarzystwo Rewolucjonistów Dotowanych Przez Instytucje Kultury i Nauki), a dla nas – prostych etnobotaników terenowych, płynie z tego nauka, że botanizowanie ciągle jest w awangardzie! Przekonałem się o tym po raz kolejny w czasie warsztatów jakie prowadziłem w ostatnią sobotę w okolicach Starego Sącza. Kilka rozmów potwierdziło moją tezę główną (ale nie jest to Manisfest Etnobotaniczny Nowej Ery… 🙂  ), że nasze związki z roślinami są subtelniejsze i istotniejsze niż tzw. naukowcom, a nawet coś przeczuwającym artystom się wydaje. Nad tym będziemy pracowali i dopiero kiedy się czegoś naprawdę dowiemy i nauczymy, ogłosimy to światu. Może do tego czasu media i krytycy sztuki nie zgłupieją doszczętnie?
Być może uznacie Drodzy Etnobotanicy, że wpis ten odbiega od standardów etnobotanicznych jakie znacie, ale warto czasem wyzwolić się z tej przemocy ustalania co jest uprawomocnione, a co nie i z tego ciśnienia mediów w Polsce, które dawno przestały nadążać za tym co naprawdę się dzieje. Przypomina mi to sytuację z mojej młodości czyli lat 80. XX wieku kiedy to mawialiśmy: co innego widzisz, co innego słyszysz. 🙂 Etnobotanika czy raczej istota sprawy: nasze związki z roślinami obecnie zaczynają być ważniejsze niż kiedykolwiek i próba ich zrozumienia nie może wykluczać aktualnego czasu, tego co dzieje się teraz, tu i z nami.
 
 
sustainism