Ogród 2
Jest już – na umownych kalendarzach – 2016 rok i jak to na początku roku (nawet umownym) bywa, myśli krążą wokół poprzednich doświadczeń, sukcesów i porażek, ale także zaczynają przyoblekać się w plany, daty, zamierzenia i oczekiwania. Całkiem szczerze, to czuję jak nigdy dotąd, że nowy rok w sensie cyklu kosmicznego zauważalnego dla ludzkich zmysłów, zacznie się gdzieś około połowy lutego, jest więc wystarczająco dużo czasu na zwolnienie, odczuwanie i podsumowanie. Pośród wielu konstatacji jakie pojawiły się pod wpływem ubiegłego sezonu/roku jedna jest główna: żyjemy w świecie namiastek. Dotyczy to właściwie wszystkiego: jedzenia, muzyki, rozrywki, relacji z innymi, zamieszkiwania, pracy, duchowości, materiałów, urządzeń i maszyn…a także polityki, świąt i całkiem bzdurnego kalendarza. Druga konstatacja jest silnie związana z fenomenem internetu, a raczej uwidacznianej przez sieć powierzchowności, interesowności i niecierpliwości wielu naszych znajomych i nas samych. Ten wpis zapoczątkowuje naturalne odchodzenie od tej formy kontaktowania się z zainteresowanymi moimi doświadczeniami i pracami z roślinami i dlatego pozwalam sobie na nutkę samooceny i podsumowania. To nie jest koniec blogu etnobotanicznie.pl, bo trudno przewidzieć, czy będzie o czym pisać i czy będzie miał kto czytać, a nie widzę sposobu na radykalne zniszczenie w sobie chęci dzielenia się fascynacjami (moimi) z innymi w nadziei wspólnego działania, spotkań i wymiany informacji/energii. To jest jednak zdecydowany koniec utrzymywania rytmów narzuconych przez sieć. Pełny cykl w górskim miejscu nazwanym przez nas Biotop Lechnica uświadomił mi, że cykle, zmiany, energie i kontakt z roślinami przekonały mnie do odejścia od formuły zabawiania publiczności sieciowej stałymi dostawami nowych i najnowszych doniesień… Zorientowałem się, że wiele tematów wielokrotnie opisywałem, ale mało kto je pamięta, a wysiłek kilkunastosekundowego naciskania klawisza w klawiaturze komputera powodującego przewijanie wpisów wstecz jest dla wielu trudny do udźwignięcia… Te opisywane tematy muszą powracać, bo taka jest praca z roślinami – pracujemy z jakimś zestawem roślin, krajobrazem, ogrodem i obowiązuje złota zasada: na raz tylko jedna roślina, grzyb, zjawisko… No więc kilkadziesiąt lat przyglądania się uszakowi bzowemu jest dla mnie większą wartością niż zabawy w objawianie światu, czy nazywa się on gdzieś tak czy siak, albo to, że nie zawsze rośnie na bzie czarnym. To są odkrycia rodem z sieci, a sieć przy roślinach jest prostacka i stanowi jedynie przeczucie sposobów na kontaktowanie się żywych istot. Ważna sprawa, to naturalne cykle jakie na nas oddziaływują. Cykle te można w uproszczeniu opisać jako fale energii: napływające, gęstniejące i odpływające, rozrzedzające się aż do chwil prawie zawieszenia. Cały ten żywy świat jest dziełem roślin i dobrze pamiętać, że są starsze od nas i od wszystkich innych zwierząt, w tym od organizmów kopalnych. To, co ludzie robią z roślinami w tzw. zachodniej kulturze jest totalną głupotą i prowadzi do naszej zagłady. Myślę tu o zwalczaniu drzew, rolnictwie przemysłowym i GMO. Rozkwit technik permakulturowych, ogrodnictwa miejskiego i czasem naiwnych, ale zawsze cennych inicjatyw pracy z roślinami w świecie wrogim dla nich i dla tych, którzy tego się podejmują, wydaje się jakąś nadzieją na zmianę… Niestety, wzajemne proporcje tych dwóch tendencji sprowadzają szybko na ziemię. W Biotopie Lechnica odbyliśmy wiele bardzo interesujących rozmów na te i pokrewne tematy. Między innymi zaproponowałem temat badawczy i skrót, opisujący to, z czym mamy do czynienia w Polsce: Syndrom Wrogości do Natury. Amerykanie, a za nimi wiele innych nacji, badają coś odwrotnego: Syndrom Deficytu Kontaktu z Naturą czyli Nature Deficit Disorder (NDD), który to termin zaproponował Richard Louv w 2005 roku i starają się temu zaradzić. Mam nadzieję na miejsce w wiki jako autor określenia: Hate for Nature Disorder (HND). z całą odpowiedzialnością użyłem słowa: hate, a nie hostility i proszę nie brać tego za błąd, a wynik wieloletniego doświadczenia. HND należy wpisywać w szereg takich słów jak: rasizm, faszyzm, nacjonalizm, fanatyzm… Im szybciej zaczniemy to zjawisko rozpoznawać, badać i szukać na nie sposobu, tym lepiej dla nas wszystkich. Jak czytelnicy wiedzą, obecnie szansa na to jest mała, bo jeszcze parę miesięcy i oficjalną wykładnią będzie płaskość Ziemii i wielki błąd Kopernika, a także sukces szkolny kreacjonizmu.
Praca z roślinami, a już z pewnością szukanie w nich wsparcia w postaci tzw. ziołolecznictwa (jak dziwnie uproszczona wydaje mi się ta nazwa!) aby skutkować, musi być totalna. Nie wystarczy wrzucić do wrzątku torebeczkę z „herbatką”… musimy pracować z roślinami w sensie pełnym: siać, przyglądać się jak rosną, dotykać, ścinać, zrywać, wąchać, kosztować, ratować przed zbyt silnym słońcem i podlewać, jeśli są w ogrodzie, znać je z każdej pory dnia i pory roku, przechowywać, stosować w sposób szerszy niż tylko kulinarny… Moje własne doświadczenie dodaje do tego jeszcze budowanie z nich instrumentów, poszukiwanie specjalnych form w ich różnych miejscach bytowania, słuchanie ich i granie na nich. To jest praktyka opisana w książce „Myśląc jak Góra” (Thinking Like a Mountain. Toward a Council of All Beings, 1988 USA/UK), która jest dostępna od ponad 20 lat w języku polskim.
Założenia permakultury od samego pojawienia się tego określenia w postaci tytułu książki Billa Mollisona (wywiad z Nim w doskonałym tłumaczeniu jest dostępny w materiałach na www.biotoplechnica.eu) oznaczają znacznie więcej niż ogrodnictwo „ekologiczne” i to stanowi o ich mocnym oddziaływaniu. Niezależnie jednak od podejścia, to działanie – otwarte, rozumne i pełne pokory wynikającej ze zrozumienia, kim i czym jesteśmy, stanowi sens praktyki permakulturowej. Moje doświadczenia każą przyglądać się z wielkim dystansem teoretycznym produktom sieciowym (netowym…) z metką „permakultura”. Widzę, jak usilnie szuka się opakowania, możliwości stworzenia estetycznej paczuszki do sprzedania w sieci… a to obornik, błoto, dżdżownice, ślimaki i codzienna praca. Dużo ciszy (kiepski produkt internetowy), dużo wysiłku (odpada…), pot i łzy (kiepsko…), dużo samotności (na portal społecznościowy?), rosnąca niezależność (to już całkiem wykluczone…)… Padło na poradniki, projektowanie… i nic to nie ma wspólnego z permakulturą, o ile zostanie w teoretycznej formie. Bill Mollison ma rację mówiąc, że rolnictwo jakiego się naucza od lat 80. powinno być odrzucone, a my chcemy budować nowe relacje z roślinami w świecie akademickim i internecie?
Co do planów… szykujemy nowy cykl warsztatów związanych z etnobotaniką, naturalnymi zasobami żywności, ważnymi rytuałami rocznymi, ekspresją dźwiękową, doskonaleniem głosu… W pierwszym półroczu daty tych spotkań to: 28.04 do 3.05.2016 (wiosenna etnobotanika Karpat i ogród w Biotopie Lechnica), 25 do 29.05 (etnobotanika w Górach Smoczych, Zamagurze i Pieniny mniej znane…), 24-26.06.2016 r. (etnobotaniczne podstawy rytuałów cyklu rocznego oraz noc muzyki symbiotycznej w Górach Lewockich na Słowacji: Michal Smetanka/ Karpaton, Karpaty Magiczne, Akpatok)…Odwołujemy proponowany w 2015 roku system wolontariatu i tego rodzaju aktywność pozostawiamy dla stałych naszych współpracowników lub wyjątkowe, indywidualne i poważne uzgodnienia. Programy warsztatów będę zamieszczał na biotoplechnica.eu i etnobotanicznie.pl od połowy lutego. Proszę pamiętać, że warsztaty są czasem pracy (radosnej, ale pracy) i mają program, który będzie realizowany, w Biotopie Lechnica nie ma noclegów (rezerwujemy noclegi o 3 minuty pieszo od Biotopu w miejscowym pensjonacie), wpłaty za nasze zajęcia wspierają remont budynków w Biotopie, a ilość miejsc na pojedynczej edycji warsztatów jest ograniczona do 20 osób. Pamiętajcie, że wszystko co teraz robimy nakierowane jest na dokończenie remontu i budowę Biotopu. Także nasze całkowicie domowe DIY wydawnictwa….
To już chyba wystarczy na powolne przygotowanie do prawdziwego nowego cyklu rocznego? Póki co, kończymy dzisiaj dwa tygodnie mocnego okadzania silnymi roślinami: bylicą piołun (jest Królową!), szałwią, dziurawcem (jaki zapach!), jałowcem i żywicą świerkową wzmacnianą igliwiem jodły… Te dwa tygodnie okadzania ma w naszej części Ziemii prastare korzenie, starsze niż wszystko, co w kulturze znamy i pamiętamy. Idziemy jednak dalej i dobre jest zapalenie kawałków drewna palo-santo z Ameryki Południowej albo puszczenie oka do bliskowschodnich tradycji przez okadzanie mirrą i ambrem, produktami roślinnymi z Jemenu i Syrii…
Zimowa pora służy uspokojeniu, zawieszeniu, wsłuchiwaniu się, badaniu, smakowaniu… to też czas koncertów rozumianych jako stwarzanie sytuacji i budowanie okoliczności do praktyk, których część wymieniłem wyżej… Permakultura Biotop Lechnica do nikogo nie przyjdzie, Karpaty Magiczne może będą blisko? Zapraszamy!
lidkacy
Mam dreszcze, gdy czytam słowa, które sama moglabym wypowiedzieć, ale już dawno uwiezly mi w gardle. Czuje ulgę, gdy wypowiada je ktoś inny. Dzięki.