Mater herbarum
Właściwie to: Artemisia mater herbarum czyli matka zielna albo bylica pospolita. Jeden z najbardziej złożonych przekładańców etnobotanicznych naszej strefy. Roślina bardzo pospolita, ale też kiedyś bardzo poważana i magiczna. Nazwa mater herbarum stosowana była jeszcze po połowie XIX wieku (!), a dzisiaj to lekceważona roślina ruderalna i jedna z najokazalszych roślin naszych miast. Warto się jednak ocknąć z mgły niewiedzy i zobaczyć w pięknie uformowanych bylicach prawzór drzewa życia naszej strefy kulturowej. Tak, to bylica jest wzorem wielu rysunków, wyszywanek, haftów, pisania pisanek i rzeźbień w drewnie przedstawiających drzewo życia i symboliczną oś świata. Ta pospolita roślina (niegdyś wykorzystywana także w kuchni) ma potężnych krewnych: bylicę Artemisia absinthum (piołun), bylicę (nomen omen…) boże drzewko (Artemisia abrotanum), bylicę estragon (Artemisia dracunculus) i kilka innych, dzikich bylic. Wszystkie te rośliny miały spory udział w dawnej kulturze Europy i np. piołun był jedną z najważniejszych roślin do okadzania i obrony przed złymi mocami. Wraz z nową, obowiązkową i urzędową religią tradycja bylic została zepchnięta w strefę o złej konotacji, nielegalną i kacerską. Dobrym przykładem tej strefy jest alkohol o nazwie absynt, który nie może się obejść bez ziela piołunu! Słowacka nazwa bylicy – palina, także wskazuje na te bardziej mroczne zastosowania magicznej i poważanej kiedyś rośliny. Warto o rodzinie bylic pamiętać w najdziwniejsze święto polskiego katolicyzmu jakim jest tzw. Matki Boskiej Zielnej – 15 sierpnia! Kiedy chrystianizowano naszą część Europy istotnym problemem była praktyka kultywowania nowej, urzędowej religii na przemian ze starymi wierzeniami. Widomym znakiem takich praktyk były święte gaje i stare, dla wielu ciągle święte, drzewa. Początkowo tego rodzaju żywe świątynie palono i wycinano, ale kiedy gorliwi wyznawcy i administratorzy zrozumieli, że wszystkich drzew nie uda się szybko wyciąć, a starej wiary i nawyków wyplenić, zaczęto wieszać kapliczki na charakterystycznych drzewach. Nawet ogłoszono, że po zawieszeniu na niegdyś świętym drzewie kapliczki, zmienia ono znaczenie religijne na to „słuszne”. Prości ludzie w swej masie to kupili (?) i bardzo chętnie modlili się przy takich „nawróconych” drzewach. Chętnie też sadzili drzewa i krzewy wokół leśnych i polnych kapliczek, a na koniec stworzyli to dziwne święto przypadające na połowę sierpnia. Pytanie jest następujące: jeżeli kapliczki znosiły stare, pierwotne znaczenie drzew, to czy bukiety magicznych ziół przyniesione do kościołów mają takie same działanie, tyle, że w przeciwnym kierunku? Religijna nienawiść do drzew wydaje plony do dzisiaj w postaci jakiegoś nawykowego dążenia do wycinania i usuwania drzew gdzie tylko się da i często bez jakiegokolwiek uzasadnienia. Każdy preteks do wycinania drzew w Polsce jest dobry i wszystkie budowy zawsze zaczynają się od wycinki drzew na rok, dwa lata przed budową i na miejscach gdzie drzewa mogłyby spokojnie pozostać. Drzewa wycięte to obowiązek spełniony? Czyżbyśmy mieli tak głęboko wpisane matryce poddaństwa i poczucia niższości własnej tradycji?
Przypominam, że o bylicach znajdziecie sporo w Zielniku… na s.77-79, a będą one także jednym z tematów warsztatów w Górach Lewockich, a nawet akcji fotografii organicznej jaką przeprowadzimy w Krakowie na samym początku września. Na mojej fotografii z Krakowa: zapomniana bylica mater herbarum…
Piotr
A u podstawy bylicy to chyba podagrycznik, ten co leczył podagrę 🙂