londoncmentarz2londonpszczolamala
Obiecałem jakiś czas temu zrelacjonowanie etnobiologicznych spacerów po Londynie i oto część pierwsza… o pszczołach. W ostatnich dniach mignął mi w tivi materiał o zachwycie Pana Prezydenta Wałęsy i całej gromady poważnych ludzi… „odkryciem” domku dla trzmieli. Tego „odkrycia” dokonała sympatyczna młoda osoba, która z pewnością dostanie stypendium i indeks na co zechce. Jeżeli dostanie indeks, to może kiedyś przeczyta, że jakieś dwadzieścia (a może więcej?) lat temu w Polsce opracowano cały system hodowli trzmieli w przenośnych „domkach” i stosowano go w wielu miejscach gdzie uprawia się koniczynę i inne tego typu rośliny… Istnieją z pewnością wzory użytkowe, a jeżeli nie to publikacje i sprawozdania z przydatności tych urządzeń. Od, mniej więcej tego samego czasu, wielu naukowców i praktyków pracuje nad ochroną pszczół samotnic. Wymyślają, budują i propagują dziesiątki odmian i modyfikacji prostych „domków dla pszczół” – od glinianych budek z otworami wieszanych w ogrodach, po przecięte pety wypełnione trzciną i innymi roślinnymi elementami posiadającymi kanały w których mogą żyć pszczoły samotnice. Jest to wiedza z zakresu śrdeniej szkoły rolniczej i prawie każdy ośrodek doradztwa rolniczego tym się zajmował lub zajmuje… I oto nagle posypały się odkrycia, a to pszczelich domków ustawianych na stołecznych puściznach, a to niebieskich budek dla trzmieli. Nasza klasa dziennikarska jest tak już kiepska, że bierze wszystko za dobrą monetę ( a szczególnie, to: co spodoba się publice), na niczym się nie zna i pisząc lub przygotowując felietony niczego nie czyta i nikogo mądrego się o nic nie pyta, bo media to władza 🙂 i basta! Co to ma do Londynu? Coś tam ma, zważywszy, że kilka godzin spaceru i rozmów z prawdziwymi fachowcami, ale też i miłośnikami dzikiej przyrody i pszczół, daje kilka inspiracji jakie wystarczą na kilka lat akcji dla kilku stołecznych grup mądrali. Zatem: bierzcie i swobodnie uznajcie za swoje, bo co tam czytanie i szacunek dla innych, działających wcześniej ludzi!
Dla ezoteryków od usilnego i upartego leczenia innych (od nakładania rąk, poprzez nakładanie tzw. mis tybetańskich, aż po tajne rytuały zapomnianych kultur objawiane przez wybranych wybranym) mam Bee Symphony – celebracja pszczoły w nauce i sztuce. To piękna wyprawa dźwiękowa do ula (a dawniej głupio żartowano: nos do ula). Pierwsze wykonanie tej niezwykłej muzyki odbyło się w The Queen Elizabeth Hall w Londynie (rzecz jasna), a głównymi sprawcami są: Chris Watson (określanym jako: world’s leading wildlife sound recordidst co się nie bardzo spodoba kilku naszym, krajowym world’s leading…), który nagrał bzyczenie pszczół oraz Mike Harding (Touch) od reszty dźwięków plus ekipa interesujących ludzi. Posłuchajcie sami:
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=rZ-E0W1BLO8&w=420&h=315] Do leczenia dla neo szamanów nadaje się bardzo dobrze ezoteryczna ścieżka opisana w książce, której okładkę zamieszczam. Bo jak zwykle „u nasz”, czytanie ze zrozumieniem to niespecjalnie, ale ogłoszenie leczenia ścieżką pszczelego szamanizmu widzę tuż, tuż. Znam wielu młodych ludzi, którzy pewnie zaraz zgłoszą taki sam projekt na Polak potrafi i zyskają setki tysięcy wsparcia. Dla wyczulonych na tzw. sztukę ulicy mam wizerunki pszczół, ja sam je widziałem w sieci wielokrotnie więc zgodnie do zasad kiedy tylko je zobaczyłem, to moje fotografie puściłem w obieg poprzez światową sieć internetu. Zawsze trafi się ktoś, kto nie zna londyńskich pszczół i … szczurków 🙂 I takie przeniesienie na grunt krajowy wizerunków pszczół (poza Mają, oczywiście!) byłoby miłym urozmaiceniem tej całej naszej fajansiarskiej twórczości dydaktyczno-patriotyczno-kościelnej uprawianej za pieniądze różnych gremiów chcących uchodzić za nowoczesne. Wiem co mówię, bo sam chcąc nie chcąc przyczyniłem się do zapłacenia za taki landszafcik bardzo slawnym „malarzom”… Pszczoły zamiast świętego, chyba się nie przyjmie?! A w Londynie ludzie kochający rośliny i pszczoły budują ule i umieszczają je w odzyskiwanych dla roślin i pszczół miejscach. Te miejsca to mikroskopijne podwóreczka przywrócone zieleni, kwiatom, wodzie i pszczołom, ale są też zaskakujące i u nas tytani ducha i myśli z PiS z pewnością ruszyli by ławą aby uniemożliwić postawienie uli na … cmentarzu!  Ej Londyn, Londyn… Wszystkie te pomysły to jedynie część większej całości i pewnym charakterystycznym rysem londyńskich aktywistów, jest to, że robią co robią nie specjalnie dbając o medialny zgiełk. U nas inaczej, jako sukces podawane jest, że projekt zyskał rozgłos medialny. Dotyczy to także projektów jeszcze nie zrealizowanych, a już będących wielkim (medialnym) sukcesem. Czy to przypadek, że przypomina mi to czas gdy egzekutywa PZPR za zrobione uznawała to co znalazło się w papierowej uchwale? Stare drzewa w parkach… co robi się na terenach wioski olimpijskiej, miejskie farmy ( niektóre z nich celebrują 30 lat istnienia!, a jest ich w Londynie wraz z ogrodami społecznościowymi 63!) wg. mapki pt. London City Farms and Community Gardens. Map and Information), kanały i „budki” dla zimorodków … to innym razem. Na fotografiach pokazuję ponadto świetne i gotowe projekty do ogłoszenia za swoje: przykrywanie siatką gąsienic na uprawach miejskich, aby ptaki nie przeszkodziły w rozwoju i wylęgu motyli, pismo lajftajlowe pt. Plant jak znalazł na mutację stołecznych kolorowych gazet, zawsze jakaś posadka na naczelnego i gońca się przy tym wykroi. Do dzieła!
londonbooks3londonfarmszyldlondonpszczduzalondynbookslondynwrzesmelislondynwrzespszcz1londynwrzessiatkalondonbajoro