Etnobotaniczny weekend marzeń!
Ostatni weekend (12-15.04.2018) w Biotopie Lechnica mogę zaliczyć do wyjątkowych dni, pełnych istotnych rozmów (istotne rozmowy to wymiana wiedzy, intuicji i energii o inspirującym znaczeniu dla rozmawiających), ale także pracy, a nawet znaczącego, botanicznego znaleziska. Rozmowy odbywały się w rozmaitych konfiguracjach, bo „jakoś tak się złożyło”, że odwiedziło nas aż siedmioro miłych osób!
Zaplanowana rozmowa (istotna) i dawno zapowiedziany gość specjalny to Kamila Piazza, artystka, która mieszka w Alpach (F) i zajmuje się głównie rzeźbą. Tematem rozmowy były drzewa, ale okazało się szybko, że istnieje wiele wspólnych obszarów zainteresowań i …poszło! Do tych rozmów i pojawiających się inspiracji jeszcze pewnie wrócimy tu, lub na blogu Biotopu.
Także z Francji przybyła do nas Ania, dobra dusza Biotopu, doradczyni, osoba, którą zawsze z uwagą słuchamy, bo wykazuje się rozsądkiem – w Polsce chyba nieco zapomnianym. Ania namówiła na wycieczkę do Biotopu mamę, a obie panie przywiozły znakomite domowe (i fachowe!) wypieki! 🙂 Inspirujące rozmowy nie wymagają wcale rezygnacji z dobrej kawy i czegoś do kawy… 🙂 Następni goście to Aga z mamą… aż z Mielca! Niespodziewane, acz doskonale znane w Biotopie osoby, relacjonowały nam swoje postępy w poszukiwaniu własnego miejsca w naszej okolicy… no i postępy są!
Rozmowy, szczególnie te istotne, nie wykluczają pracy (a nawet mam przekonanie, że wręcz rodzą się z pracy…) i wymienione wyżej osoby od niej nie stroniły, za co pięknie dziękujemy!
Równolegle do rozmów istotnych i odrobiny pracy, odbywała się praca i rozmowy istotne 🙂 za sprawą Nataszy, Artura i naszą. Z Nataszą przywieźliśmy w czwartek wieczorem kilkadziesiąt sadzonek drzew od naszych wspaniałych przyjaciół leśników Marty i Janka: graby, brzozy, lipy, świerki i jodły. W piątek do południa wszystkie sadzonki przeznaczone do Biotopu (bo podzieliliśmy się nimi z innymi ogrodnikami, a nawet partyzantami ogrodniczymi w Krakowie!) były już posadzone! Tym samym, dopełniłem tworzone od 2014 roku, dwie podstawowe biogrupy budujące przyszły „laso-ogród„. To ważne, bo trzeba lat, aby takie środowisko zaczęło dobrze funkcjonować, a jest ono dla mnie podstawą permakultury.
Praca w trio (Ania, Natasza i ja) szła nam tak dobrze, że posadziliśmy także kolekcje lilii (6 odmian) i wiele innych roślin. Odnotować muszę także zmiany w założonym w 2017 roku torfowisku, gdzie dosadziłem następną partię żurawin i bardzo piękną kępę bażyny.
Natasza solo, a za jakiś czas z moją pomocą, brawurowo potraktowała podziemne zasieki pokrzywy, która skutecznie tłumiła wszelkie moje uprawy „forest-gardeningowe” na tzw. „skarpie syberyjskiej”. Na koniec dnia, z pomocą Kamili, udało się to dzieło doprowadzić do znakomitego stanu, otwierającego nowy rozdział w tzw. „górnym ogrodzie” Biotopu.
Ten opis prac jest konieczny, bo etnobotanika i permakultura brana z wyobrażeń, nijak się ma do tego czego uczymy się działając w terenie, a zwłaszcza przy pracy w ogrodzie i w interiorze.Także sam proces uczenia się i rozumienia tego co robimy musi być oparty na pracy czyli udziale ciała.
Pierwsze dwie foty, to kolejne stadia rozwojowe „legendarnej” już lulecznicy z naszego ogrodu (legendarnej, bo utwór o Niej z z naszej płyty Throbbing Plants, wszedł na dobre do krwioobiegu muzycznego). Nie da się prześledzić szybko następującego cyklu rozwojowego lulecznicy, inaczej niż w będąc blisko tych roślin. Poza lulecznicą, naszym faworytem jest złoty korzeń / korzeń arktyczny Rhodiola rosea i on także pięknie się rozwija.
Osobno muszę potraktować pracę jaką wykonał Artur, uczestnik moich warsztatów, a od roku stały współpracownik Biotopu. Artur fachowo zbudował podstawową konstrukcje szklarenki, spełniającej (w moim zamyśle) rolę ocieplenia ściany domu, miejsca do uprawy sadzonek i przechowywania niektórych roślin przez zimę. Szklarenkę zaprojektowałem późną jesienią i mieści się ona w szczegółowym projekcie o nazwie: Ciepła Strona Domu, do którego wrócę na tym blogu dość szybko, bo łączy wiele wątków: etnobotanicznych, bioregionalnych, wspierających dzikich mieszkańców Biotopu i testowanie prostych konstrukcji energetycznych.
Na przygotowanie podstawy pod drewnianą konstrukcję, musiałem poświęcić cały dzień, a Artur z minimalną pomocą, budował konstrukcje jeszcze pełne dwa dni. Doliczając zamawianie i transport drewnianych elementów oraz prace wykończeniowe i naciąganie folii, jakie jeszcze przed nami, to budowa tego typu obiektu trwa znacznie dłużej niż myślałem. Szklarenka, która w tym roku będzie pokryta jedynie folią, to konieczny krok (ale i kompromis) w stronę skutecznego ogrodnictwa w sytuacji krótkiego sezonu wegetacyjnego i długotrwałych okresów deszczowych.
Kluczem do dobrego samopoczucia, samonagrodzenia się za ciężką pracę 🙂 i zyskania warunków dla zobaczenia wielu interesujących roślin w czasie wiosennej wegetacji jest u nas tzw. spacer etnobotaniczny, który przeradza się w naszą specjalność czyli bio-flow. 🙂 Ze względu na drzewa – obszar zainteresowań Kamili, a także wielkie zasoby kwitnącej właśnie pierwiosnki lekarskiej jakie czekały w tej okolicy, wybraliśmy się na klasyczny już, kwietniowy spacer „na cisy”.
„Nasze” dzikie i stare cisy, rosną w naturalnym drzewostanie jodłowym (bo jest to gatunek, który preferuje zacienione piętro pod koronami wyższych drzew) i zajmują spory obszar na południowych stokach Pienińskiego Pasa Skałkowego nad wsią Kamienka (wieś leży przy drodze Stara Lubovnia – Czerwony Klasztor). Las ten jest rezerwatem, ale także nowym obszarem Natura 2000. W tym niezwykłym miejscu wznosi się kilka skał – ostańców wapiennych, a jedna z nich to wieżyca przypominająca Sokolicę w Pieninkach nad Dunajcem… i to zarówno wysokością n.p.m. (ma około 830 m, a Sokolica 747 m, a najbliższe szczyty to: Watrisko 1015 m i Vysoka 1012 m) jak i wiekowymi sosnami porastającymi szczyt. Z roboczych oględzin (na szczyt tej wieżycy nie da się wejść bez asekuracji) wynika, że sosny te mogą mieć 300-500 lat!
Pod skałami spotkaliśmy wiele ciekawych roślin, ale wczesne formy ciemierzycy (CIEMIERZYCY) wydawały się nam szczególnie piękne.
W drodze powrotnej ze spaceru, znalazłem to czego od lat szukałem… Tu jest konieczne aby przypomnieć zainteresowanym, że w słynnym zielniku (botanotece tzw. Brata Cypriana z Czerwonego Klasztoru gdzie mieszkał od 1756 do 1775 r.) znajduje się kwiat zimowita jesiennego z adnotacją, że znaleziony został … na wiosnę. Zauważyła to znawczyni pracy Brata Cypriana, ale głównie znakomita botaniczka – Zofia Radwańska-Paryska (1901-2001) i poszukiwała wiosennych kwiatów zimowita jesiennego w miejscach gdzie działał Cyprian. Nie udało się jednak tego dokonać. Oczywiście i ja, zainspirowany tymi informacjami, od wielu lat poszukiwałem tej wiosennej wersji tajemniczej rośliny jaką jest zimowit jesienny… i proszę, wczoraj ją znalazłem!
Zimowit jesienny Colchicum autumnale znany jest jako silnie trująca roślina o ukrytym trybie życia z kwitnieniem jesienią, a owocowaniem wiosną (!) i silnymi właściwościami (alkaloid kolchicyna!) mutagennymi. Pora kwitnienia i wygląd napotkanego wczoraj kwiatu wskazuje na to iż roślina wywołuje mutacje także we własnym organiźmie. Gdybyście myśleli, że opisuję jakieś nieistotne obecnie „ziółko” to przeczytajcie to doniesienie.
Bardzo proszę o wiadomość, gdyby były potwierdzone znaleziska wiosennego kwitnienia zimowita jesiennego z rejonu Pienin i okolic (Zamagurze, Tatry).
To był bardzo udany weekend, a znalezienie kwiatu zimowita wiosną i to dokładnie 15 kwietnia… uznałem za dobry omen i znaczący prezent z okazji moich urodzin. 🙂
Fotografie zawdzięczamy AN, fotkę z Kamilą zrobił Artur, Rhodioli ja.