Etnobotaniczny klucz do bioregionalizmu

Mój pomysł jest prosty i opiera się na dobrze opisanych i funkcjonujących w praktyce przesłankach. Jego istotą jest możliwość / okazja / potrzeba kształtowania składu gatunkowego upraw / hodowli / produkcji ogrodniczej przez świadomy popyt, własne doświadczenia z uprawą roślin i świadome kształtowanie diety.

Świadomy popyt sprowadza się do wyboru takich gatunków roślin, produktów zwierzęcych i przetworów, które odpowiadają miejscowym warunkom naturalnym i sprzyjają utrzymaniu równowagi biologicznej regionu. Jest wiele możliwości negocjacji rodzaju upraw, z jakich będziemy korzystać w ramach rozmaitych form kooperatyw, a najskuteczniejsza z nich to zastosowanie listy produktów preferowanych i zamawianych przy porozumieniach długofalowych. Kooperatywy spożywcze nie muszą polegać jedynie na odbiorze / zakupie wyprodukowanych dóbr, ale mogą być czynnikiem kształtującym skład upraw / produkcji na długie lata.

Aby wybory były świadome i służyły równowadze biologicznej w skali pojedynczego odbiorcy, jego rodziny i grupy przyjaciół (a także w skali regionu, w jakim kooperatywa zaczyna działać), powinny być rozpoznane: bioregion oraz jego zasoby naturalne: tradycyjne i nowe gatunki roślin i zwierząt, w oparciu o które wytwarza się żywność oraz naturalne (dzikie) zasoby pokarmowe i podstawowe dla życia: zasoby wody, stan powietrza oraz źródła energii.

Bioregionalizm jest pojęciem stosunkowo nowym, pojawiło się wraz z rozwojem kontrkultury w latach 70. XX wieku i za jego autora uważa się Allana van Newkirka, który w 1973 roku do znanego pojęcia: region (o zabarwieniu antropocentrycznym) dodał bio dla zaznaczenia podejścia biocentrycznego.

W przybliżeniu bioregion można zdefiniować jako: spójny obszar wyznaczony przez naturalne siedliska i przyrodnicze granice, który cechuje swoista budowa geologiczna, flora, fauna, rzeźba terenu i szerzej krajobraz, klimat – w połączeniu z tradycyjnymi formami kultury ludzi zamieszkującymi bioregion, wraz z ich zwyczajami, stylem życia i sztuką. W żywym, nie zniekształconym bioregionie, mamy do czynienia z silną więzią pomiędzy kulturą ludzką a przyrodą, która jest głęboko zapisana i praktykowana w duchowści, sposobach użytkowania ziemi i stylu życia, a nawet w mentalności. Można powiedzieć, że kiedy ludzie zamieszkujący jakiś region traktują go poważnie jako swój dom, a nie dekorację do czasowego przebywania czy miejsce eksploatacji zasobów aż do ich wyczerpania, mamy przesłanki do wyodrębnienia bioregionu.

Bioregionalizm zyskał nowe, prawne oblicze w wyniku przyjęcia w dużym stopniu biocentrycznego sposobu myślenia w kształtowaniu Unii Europejskiej i właściwie nigdzie poza Europą nie jest w takim stopniu wprowadzony w życie na poziomie regulacji międzynarodowych. Jedną z form prawnych i szansą na administracyjną oraz gospodarczą realizację idei bioregionalizmu jest europejska sieć Natura 2000. Nie znaczy to, że wszyscy powołani do zarządzania bioregionami w Polsce rozumieją podstawową ideę bioregionalizmu. Istnieje wręcz pilna potrzeba przypominania o niej i prowadzenia dyskusji podczas podejmowania decyzji gospodarczych na każdym poziomie. Bioregionalizm był ważnym elementem tzw. ekologii radykalnej, podstawami tego podejścia są: ekologia głęboka, ekofeminizm i ekologia społeczna.

Dzisiaj, rzecz jasna, nieco inaczej rozumiemy podstawy bioregionalizmu i zasady ekologii radykalnej, ale warto przypomnieć (w kontekście kooperatyw spożywczych i wszelkich działań mających wpływ na bioregion, w jakim żyjemy) kilka historycznych, ważnych zasad, które przyświecały w tworzeniu ich teoretycznego zaplecza.

Sześć funkcji bioregionalizmu wg wskazówek Thomasa Berry’ego:

  1. Uznajemy, że wszystkie gatunki na obszarze mają takie samo prawo do życia i korzystania z niego jak my, zachowujemy ich środowisko naturalne i korytarze migracyjne;

  2. Wzajemna opieka: oznacza, że wzrost, rozwój, użycie środków są limitowane dobrem pozostałych uczestników wspólnoty życia na tym obszarze, nie możemy przekraczać granic ani zajmować życiowych obszarów innych gatunków;

  3. Edukacja od bioregionu: na poziomie fizycznym, chemicznym, biologicznym i kulturowym bioregion dostarcza wzorów edukacyjnych, ważnym aspektem tej edukacji jest doświadczenie, a nie tylko przekaz informacji;

  4. Samozarządzanie: każdy bioregion cechuje pewien wewnętrzny porządek, powstały w wyniku procesu ewolucji, naruszanie tego porządku odbije się na niszczeniu bioregionu i jego „zewnętrznych” związków, zarządzanie powinno odbywać się „oddolnie” – powinny być reprezentowane interesy każdego mieszkańca bioregionu (nie tylko ludzi);

  5. Samouzdrawianie: każdy bioregion wyposażony jest w siły, które pozwalają mu na regenerację, nawet zniszczenie jakiegoś obszaru w ramach bioregionu może być „zagojone” dzięki tym potencjalnym możliwościom – odnoszą się one nie tylko do świata przyrody, ale także i do człowieka;

  6. Własna ekspresja i samowystarczalność: każdy bioregion jest do pewnego stopnia samowystarczalny; jego istota wyraża się w różnych formach przyrodniczych i kulturowych, to z nich właśnie pochodzi kulturowa różnorodność regionalna.

Po zbadaniu sytuacji i rodzaju własnego bioregionu, do świadomego kształtowania popytu na żywność potrzebujemy określenia swojego stylu odżywiania i interesującym (a także spełniającym postulat sprzyjania utrzymaniu równowagi naturalnej, zapewnienia zdrowia i różnorodności pokarmowej) wydaje się być makrobiotyka. Ten styl odżywiania opiera się na poglądzie, że ludzie są częścią środowiska w którym żyją i w sposób stały poddawani są jego wpływom poprzez pożywienie, społeczne interakcje, klimat i obszar geograficzny, w jakim żyją. Można powiedzieć, że makrobiotyka jest żywieniową formą bioregionalizmu. Przyjęty w makrobiotyce udział preferowanych rodzajów pożywienia jest istotną przesłanką do podejmowania decyzji co do popytu (oraz kształtowania w rozmaity sposób w ramach kooperatyw spożywczych) na konkretne grupy i rodzaje pokarmu. Podstawą żywienia makrobiotycznego jest kształtowanie diety w oparciu o następujące wskazania: 50% naszej diety powinny stanowić pełne ziarna różnych zbóż, 20-30 % to warzywa, 5-10% to rozmaite zupy, 5-10 % to fasola i produkty z fasoli, a jedynie okazjonalnie: ryby, owoce morza, orzechy i naturalne przekąski. Ważne jest, że makrobiotyka nie musi oznaczać radykalnego wegetarianizmu, ale także zdecydowanie jest odejściem od ciężkiej, mięsnej diety, która jest przyczyną wielu chorób ludzi i środowiska naturalnego. Dobrze pojęta makrobiotyka odpowiada właściwie idei slow, która słusznie jest obecnie popularna w wielu środowiskach.

W sytuacji gdy mamy świadomość własnego bioregionu, zasad odżywiania dla zdrowia i równowagi, potrzeba nam już jedynie wiedzy na temat odpowiadających tym podstawom roślin jakie można (i trzeba) uprawiać i zbierać ze stanu dzikiego. Taką wiedzę daje nam etnobotanika.

Etnobotanika jest badaniem dynamicznych powiązań pomiędzy roślinami i ludźmi, które od zawsze kształtowały ludzką kulturę oraz losy samych roślin. Samo pojęcie ma blisko 120 lat, a użył go po raz pierwszy botanik z Uniwersytetu Pensylwania w USA– prof. John W. Harshberger w 1895 roku. Chociaż etnobotanika nie zajmuje się jedynie roślinami użytkowymi w sensie roślin jadalnych, to daje informacje o tym, jak kształtowały się losy wielu gatunków, które wpływały na przeżycie, rozwój i możliwości ludzi, także w sensie duchowym. Pojęcie o rozległości etnobotaniki daje klasyczna książka Henry’ego Hobhouse’a – Ziarna zmian. Sześć roślin, które zmieniły oblicze świata (wydana w Polsce w 2001, 2010 roku przez Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA, a znana na Zachodzie od 1985 roku). Autor przedstawił w niej fascynujące losy roślinnych źrodeł takich specyfików jak: chinina, trzcina cukrowa, herbata, bawełna, ziemniak i kokaina, które ukształtowały świat współczesny.

Etnobotanika bywa ukazywana jako zbiór wiadomości na temat roślin i ich możliwych zastosowań lub jako nauka pomocna do analizowania historycznych zmian w biogeografii, a bywa użyteczna we właściwym rozumieniu przyczyn zmian w kulturze i polityce na skalę społeczną. Najciekawszą i najistotniejszą częścią etnobotaniki jest jednak próba zrozumienia, na czym właściwie polega odwieczny, organiczny i silny związek pomiędzy roślinami a ludźmi, Aktualne badania naukowe potwierdzają wiele subtelnych sposobów komunikowania się roślin oraz ich niezwykłą plastyczność biologiczną wywodzącą się z komórkowych źródeł życia, co w pewnym stopniu może być pomocne przy określaniu, dlaczego rośliny są tak ważne dla ludzi i jak się z nami komunikują?

Wyżej podana, klasyczna podstawa diety makrobiotycznej, przeanalizowana za pomocą klucza etnobotanicznego dla bioregionów Małopolski już na samym wstępie wskazuje na to, że fasola winna być zastąpiona przez groch (bo fasola jest całkiem nowym nabytkiem na terenach Małopolski, a groch należy do tradycyjnych i miejscowych upraw) oraz w pewnym stopniu przez bób. Przyjmując pewną plastyczność w doborze składników diety po preferowanym grochu i bobie, można zalecać miejscowe odmiany fasoli (np. jaś), albo ze względów sentymentalnych i historycznych fasolkę patriotyczną (!) i dopiero potem inne, dostępne w ogrodnictwie i na rynku. Taka sama pobieżna analiza kategorii makrobiotycznej: całe ziarna zbóż, w Małopolsce wskazuje na jęczmień, owies, żyto, może proso – dopiero później zaś na pszenicę, nie mówiąc już o ryżu! Zamiast niego zdecydowanie w naszych bioregionach winna być wykorzystywana gryka w postaci kaszy gryczanej. Tak można byłoby przeanalizować wszystkie produkty, jakie rolnicy i ogrodnicy nam proponują kierując się modą, opłacalnością, przyzwyczajeniem, ale też sygnałami płynącymi od odbiorców. Istnieje wiele interesujących miejscowych (bioregionalnych) rozwiązań opartych na zdrowych komponentach, czasem dostępnych także ze stanu dzikiego. Klasyczny przykład sprzecznego z bioregionalizmem wykorzystaniem aronii ( Tymbark musi się poprawić!) zamiast miescowego, tradycyjnego i ważnego także w tradycyjnej kulturze bzu czarnego. To postawienie na aronię ma ciekawe podstawy, których źródłem jest jeszcze niegdysiejsza wiodąca rola rolnictwa z ZSRR i walory antyradiacyjne (bo przecież nie smakowe!). Roślina nie wytrzymuje konkurencji z bzem czarnym, o znacznie większych możliwościach, bo wykrzystuje się u tego gatunku: kwiaty, owoce, korę i rosnące na niej grzyby, a także drewno, bedące podstawą produkcji rodzimych – bioregionalnych – isntrumentów muzycznych. Bez czarny z pewnością ograniczy w najbliższych latach rolę aronii poprzez wydajne kultywary wprowadzone już do upraw. Podobnym nieporozumieniem żywieniowym w aspekcie bioregionalizmu jest zanik całego szeregu innych zapomnianych lub tylko zaniedbanych roślin w rodzaju brukwi(w bioregionach Małopolski nazywanej karpielem), czy pasternaku, nie mówiąc o wielu interesujących zastosowaniach kłokoczki południowej czy arcydzięgla. Przeglądając stare wydawnictwa w rodzaju książeczki Warzywa mało znane (H.Fajkowska K.Wolfowa, PWRiL, Warszawa 1978), możemy się dowiedzieć, że w Polsce stosunkowo niedawno do mało znanych warzyw należała sałata krucha i salata pekińska, a w reklamówce, jaką otrzymałem wczoraj w sklepie sieci Tesco reklamuje się kilkanaście mieszanek sałat i roślin sałatkowych jak rukola, roszponka, sałata batawska, sałaty czerwone, lodowe, escarole, radicchio, frise… Brukiew zanikła prawie całkowicie, ale pasternak jest czasem dostępny na giełdach spożywczych w opakowaniach po 5 kg, albo bywa sprzedawany jako duży korzeń pietruszki przez nieuczciwych i zdesperowanych sprzedawców.

Całkowicie fascynujący jest obszar badania i zachowywania starych, tradycyjnych odmian drzew owocowych. Na tym polu wiele w Polsce zrobiono, ale także wiele pozostaje do zrobienia. Być może świadome formy kooperacji z rolnikami pomogą w powrocie do rodzimych, zdrowych i smacznych odmian roślin, nie tylko jadalnych.

Pozostaje jeszcze świadome wspieranie takich rodzajów uprawy i produkcji żywności, które nie są sprzeczne z zasadami bioregionalizmu. Tu polecam manifest ogrodniczy Joe Hollisa (opublikowałem go w całości na www.etnobotanicznie.pl we wpisie: Joe Hollis i Jego Paradise Garden z 28.02.2014 r., za zgodą i ze wsparciem autora http://etnobotanicznie.pl/2014/02/28/joe-hollis-i-jego-paradise-garden/ ). Jego istone przesłanie mówi o tym, że ogrodnictwo jest zdecydowanie bardziej ekologiczną formą pracy z roślinami niż rolnictwo i daje świadomym ogrodnikom coś więcej niż tylko korzyści ekonomiczne. Rajski Ogród Joe Hollisa położony w USA nie jest koncepcją ortodoksyjną. Rosną w nim, poza gatunkami rodzimymi, rośliny lecznicze pochodzące z Chin, ale ma to swoje uzasadnienie i dobrze się sprawdza w praktyce. Wszelka ortodoksja jest przeciw różnorodności życia.

Jest wiele przykładów na etnobotaniczne odkrycia przekładające się szybko na praktykę. Tak jest z zapomnianym, niedocenianym i mało poznanym różeńcem górskim. To dobrze znana tradycyjnej medycynie i w pewnej mierze magiczna roślina Hucułów z Karpat, Samów ze Skandynawii, Tybetańczyków z Himalajów, mieszkańców Ałtaju i Mongolii, której właściwości dorównują słynnemu żeń-szeniowi! Co więcej, to różeniec (zwany także złotym korzeniem) pełnił rolę żeń-szenia dla mniej obeznanych odbiorców! Roślina ta rośnie w Polsce, m.in. w Tatrach i na Babiej Górze. Co z naszym bioregionalizmem jest nie tak, że lepiej znamy rośliny z Chin niż własne? A przy tej okazji warto wspomnieć jeszcze jedno znamienne nieporozumienie dotyczące tzw. tybetańskich jagód goji. Są to jagody kolcowoju, który spokojnie i od dawna rośnie w całej Polsce, ale też i innych krajach Europy, a bywa uprawiany w ogrodach, gdzie daje obfite plony. Jego jagody mają faktycznie wiele wartościowych i mocnych składników, ale nie w wersji gdy pochodzą z intensywnych upraw chińskich, w których nie stosuje się norm co do nawozów sztucznych. Trzeba było sporych nacisków ze strony Unii Europejskiej ,aby setki ton jagód z Chin przynajmniej opisać co do kraju pochodzenia. Niech Was nie zmyli napis na opakowaniu: wyprodukowano w Polsce, bo chodzi jedynie o paczkowanie suszonych jagód wyprodukowanych bez przestrzegania jakichkolwiek norm. Zapytani o to „producenci” z Polski – milczą uparcie. Jagody goji warte są sprawdzonych upraw i uczciwych dostawców, a kolcowoje są tak u nas zadomowione, że bez problemów należy je włączyć do miejscowych upraw, albo odszukać na półnaturalnych stanowiskach.

W analizowaniu bioregionów Małopolski pod względem żywieniowym i zielarskim, będzie pomocna także moja książka Zielnik podróżny. Rośliny w tradycji Karpat i Bałkanów (2012) oraz wiele wpisów na wspomnianej wyżej blogu: etnobotanicznie.pl

Tekst wystąpienia przygotowanego na zaproszenie Wawelskiej Kooperatywy Spożywczej i zaplanowany do wygłoszenia 8.06.2014 r. o godzinie 15.00 podczas Zjazdu Kooperatyw Spożywczych.

Marek Styczyński, Kraków, 8.06.2014r.

pasternakarpiel