czerwonyziola
W tym zimowym czasie gdy wszystko naturalnie zwalnia, ciemność zapada bardzo szybko, a my zamiast się dostosować i dać sobie miesiąc urlopu od nadmiernej aktywności, jesteśmy atakowani ze wszystkich stron rozmaitymi, ale zawsze „świątecznymi” naciskami (a święta te w przewadze są dość naciągane i nie mają wiarygodnych podstaw, zaczynając od końca/początku roku… który w sensie astronomicznego cyklu rocznego przypada w naszej strefie na koniec stycznia lub luty…) praktykować warto specyficzne celebracje związane z tradycyjnym zastosowaniem roślin. Tu omówię skrótowo DYM, w dwóch wpisach poprzedzających znajdziecie kilka słów na temat NAPARU oraz OGNIA.
Dym – to jedna z form w jakich – od wynalezienia ognia (a może i wcześniej) – manifestują się niektóre właściwości roślin. Na zimowy czas szybkiego zapadania zmroku bardzo szeroko stosowane bywało (i jest!) tzw. okadzanie. Wybrane gatunki roślin o silnym działaniu odkażającym i mocnym, charakterystycznym zapachu, a także zdolności do powolnego tlenia się, podczas którego uwalnia się gęsty, aromatyczny dym były kiedyś (i są obecnie!) specjalnie zbierane, gromadzone, a nawet uprawiane w takim właśnie celu. Co ciekawe, lecznicze okadzanie nie dotyczyło jedynie ludzi i znane są w etnobotanice Samów techniki uwalniania reniferów od owadów pasożytniczych poprzez silne okadzanie zwierząt dymem z nadrzewnego grzyba – porka brzozowego. Jest wiele zachowań w naszej tradycyjnej kulturze, które świadczą, że dym z ziół był postrzegany jako element ważny zarówno dla ciała jak i dla ducha. Doskonałym przykładem na wędrowanie tych samych zachowań i bazy roślinnej przez wieki, tradycje i wyzwania są wszelkiego rodzaju kadzidła. Samodzielne okadzanie domu wydaje się dzisiaj dziwną praktyką i określenie: zabobon byłoby pewnie najbardziej delikatne w rozmowie o tym… ale okadzanie wiernych każdej niedzieli, a w zimowy „świąteczny” czas znacznie częściej… 🙂 nie jest już takie złe?! I tu kolejny temat dla dociekliwych etnobotaników: dlaczego tak się dzieje w sytuacji gdy roślinne podstawy się nie zmieniają zbytnio… Najsłabszą mieszanką do okadzania jest obecnie to co oferuje się wiernym w polskich kościołach. To bardzo „ekonomiczna” mieszanka prawdziwego kadzidła (o ile tam jest?!) z dodatkiem szyszkojagód jałowca, żywicy sosny i innych swojskich elementów. Nie może to dziwić, bo przecież kadzidło zostało ofiarowane tej tradycji religijnej (czyli było dobrze znane, cenne i uchodziło za coś ważnego przed podarkiem) przez Trzech Króli / Mędrców ze Wschodu…  Przyjmując za dobrą monetę (a chętnie to zrobię) miejscowe składniki, to jest to tania podróbka kadzidła wywodzącego się z Bliskiego Wschodu. Warto wspomnieć, że miejscowym składnikiem bywała dawniej ceniona żywica limby (pisałem o tym w Zielniku…) i skończyło się to dla tego gatunku górskiej sosny dość kiepsko…bo zachowały się drzewa w najmniej dostępnych miejscach gór, tam gdzie zbieracze pożytków limbowych nie dotarli. Dobrej jakości kościelne (w sensie europejskich świątyń chrześcijańskich) kadzidła można kupić/ wąchać we wszystkich cerkwiach. Czasem nawet jest to czysta żywica drzewa kadzidlanego z Syrii. Szukajcie więc małych papierowych torebek z napisem (cyrylicą) TAMJAN i wagą najczęściej 10 g.
Bardziej „ludowym”, a zapewne starszym w sensie tradycyjnych praktyk, jest okadzanie szałwią. Nadaje się do tego szałwia lekarska, ale istnieją gatunki jeszcze bardziej cenione. Do takich należy (dostępna ostatnio także w Polsce) tzw. szałwia grecka (zwana także na Bliskim Wschodzie szałwią srebrnolistną) czyli Salvia fruticosa. Szałwia ta była otaczana specjalnym kultem na Krecie i warto mieć świadomość, że dawna Kreta i Grecja kontynentalna to były różne (i odległe) kulturowo miejsca. Jest interesujące, że obecne zainteresowanie tym gatunkiem było/jest tak wielkie, że wprowadzono w tym roku zakaz zbierania szałwi ze stanowisk naturalnych na Krecie! A podobno ludzie zajmują się już wyłącznie tabletami… 🙂
Poza najbardziej znanymi „kadzidełkami” czy „trociczkami” z Indii, które są dostępne dzisiaj już prawie wszędzie… mamy czasem okazję kupić podobne do nich zapachowe patyczki z miejscowych roślin i wśród tego co mam na stole wyróżnia się pudełko takich „kadzidełek” o nazwie: Duchesse Corse Nature czyli pięknie zapakowany zapach korsykanskiem makii na wynos… a tuż obok stoi specjalny zestaw kadzideł wraz ze stylową kadzielnicą w postaci miniatury glinianego domu ludu Hopi jaki kupiliśmy w Nowym Mexyku, USA. Kiedy doczekamy się kadzideł karpackich? 🙂
Jak okadzać? Istnieją oczywiście specjalne kadzielnice, ale wszystko tak czy siak działa na zasadzie rzucania ziół/żywicy/szyszkojagód na rozpalony węgiel drzewny i dostarczania takiej mieszance tlenu. Szałwia tli się dobrze sama po zapaleniu i zdmuchnięciu płomienia o ile dostarczamy jej napływu tlenu przez poruszanie dłonią lub długim piórem. Te przyjemności praktyki należy pozostawić już osobistym rozwiązaniom, ale dobrze znać umiar aby sąsiedzi nie wzywali straży pożarnej na widok kłębów dymu wydobywającego się z naszego mieszkania… 🙂
Na mojej fotografii pracownia zielarska w Czerwonym Klasztorze na Słowacji, przypisywana słynnemu Cyprianowi.