Moja relacja ze szczotkowania i malowania drzew w Biotopie Lechnica, którą zamieściłem na FB spotkała się z zaskakująco żywym odzewem i pytaniami, na które postaram się tu odpowiedzieć. Jak to mam w zwyczaju, temat główny okraszę swobodną dygresją, powiązaną z tematem zasadniczym na pozór dość wątłą nicią.


Drzewa owocowe w naszym klimacie, podlegają zmianom pór roku. Jeżeli uważnie obserwujemy roczne cykle przyrody, to wiemy, że cztery główne pory roku w Europie Środkowej to wielkie uproszczenie. Natura pokazuje nam, że sztuczny kalendarz jaki przyjęliśmy do stosowania, odbiega bardzo od tego co się naprawdę w przyrodzie dzieje.
Bliski przyrodzie, cykliczny kalendarz roczny, przypisywany kulturze celtyckiej, opisuje rok przez dwa święta równonocy, dwa przesilenia (najdłuższa noc, najdłuższy dzień) oraz cztery pośrednie okresy, także świadomie celebrowane. Razem mamy w tym kalendarzu 8 powodów do zauważenia i świętowania.
W tym, znacznie naturalniejszym kalendarzu, wiosna zaczyna się na początku lutego, a nowy rok (cykl roczny), rozpoczyna powolne wychodzenie z największych ciemności ku przybywającym minutom i godzinom światła.

Jest jeszcze jeden, najbardziej zbliżony do cykliczności Natury, sposób na ich uchwycenie i rozpoznawanie. To bardzo stara metoda zwana fenologią. Badaniami fenologicznymi zajmują
się rozmaite placówki naukowe i związane z rolnictwem. Ciekawe jest, że jeden z dawnych badaczy – Egon Ihne, zaproponował na podstawie metod fenologicznych siedem pór roku plus jeden okres zawieszenia w intensywności wegetacji, a więc osiem okresów cyklu rocznego.
Na podstawie obserwacji fenologicznych buduje się miejscowe kalendarze, w których zaznacza się, przez wiele cykli rocznych, pory kwitnienia i owocowania, kilku głównych dla danego bioregionu, gatunków roślin. W Karpatach Zachodnich kwitnienie tarniny wyznacza około dwa tygodnie obniżki temperatury i traktuję to jak jedną z pór roku. To, że obniżka temperatury oznacza dzisiaj spadek z plus 27 stopni do przymrozków, a dawniej z 15 stopni do zera lub temperatur minusowych (przymrozki późne), to inna, niepokojąca kwestia.
Fenologia, z jej historią odrzucenia i przywrócenia do metod naukowych w nieco innej postaci, jest nieco wyższą szkołą jazdy, a jeżeli chodzi o trwałe ogrodnictwo, jest bardzo pomocna i polecam jej stosowanie w praktyce.


Drzewa owocowe starych odmian mają zazwyczaj dwuletni cykl owocowania, które jest poprzedzone obfitym kwitnieniem. Drzewa starają się trafić z kwitnieniem w porę ciepłą, tak aby kwiaty mogły być zapylone, a zawiązki nie obmarzły. Jeżeli w lutym i marcu mamy temperatury powyżej 10 stopni, a na początku kwietnia powyżej 20 stopni i silne nasłonecznienie, to drzewa zakwitają i trafiają na dwa tygodnie „tarninowego” zimna, słoty i czasem nocnego mrozu.
Bezpieczniej jest nieco zwolnić tempo rozkwitania i do tego służy malowanie pni wapnem na biało. Czarne pnie i białe pnie, to skrajnie różne wartości pochłaniania promieni słonecznych i nagrzewania. Przez malowanie (możliwie wczesne – w lutym i na początku marca) na biało „ochładzamy” drzewa i przez to są nieco ostrożniejsze w rozkwitaniu. Najlepiej, gdy rozkwitną po kwitnieniu tarniny, bo zarówno kwiaty jak i delikatne zawiązki muszą mieć trochę ciepła i słońca. Malowanie wapnem zapobiega także pękaniom pni pod wpływem silnego nagrzania promieniami słonecznymi i jest to efekt tego samego, fizycznego zjawiska różnicy w pochłanianiu promieni słonecznych (ogrzewania) przez ciemne, matowe powierzchnie i jasne, białe, odbijające promienie słońca. Tak wygląda efekt cieplny malowania pni drzew na biało. To jednak nie jedyny skutek tej praktyki.


Pnie drzew są jedyną drogą pieszą wiodącą z powierzchni ziemi w korony i gałęzie. Wszystko co chce dotrzeć do soczystych liści, pączków, kwiatów, młodych owoców, delikatnych partii kory drzew, a nie potrafi latać, musi przemaszerować przez pień. Jesienią wiele takich stworzeń stara się ukryć na zimę w pęknięcia kory, które stają się po kolejnym sezonie wegetacyjnym całkiem szerokie, a po pierwszych przymrozkach i podważaniu luźniejszych płatów kory przez zwiększającą objętość wodę, tworzą prawdziwe wygodne nisze. Ogrodnicy znają konkretne gatunki owadów, które w taki sposób przeczekują zimę, aby na wiosnę ruszyć ku delikatnym, rozwijającym się liściom i kwiatom. W przemysłowym sadownictwie drzewa są znormalizowane, niewielkie i wielokrotnie opryskiwane środkami owadobójczymi.
Inaczej jest w tradycyjnym sadzie przy domu, gdzie mamy do czynienia (o ile jesteśmy szczęściarzami!) ze starymi drzewami, których pnie wyglądają całkiem inaczej.
W naszym trwałym i zdrowym ogrodzie nie używamy środków chemicznych, ale liczymy przecież na owoce. Możemy zostawić wszystko Naturze (chociaż drzewa owocowe starych odmian, to nie dzikie drzewa owocowe), albo włączyć się w rozsądny sposób w odbywający się w naszym ogrodzie proces.


Na wiosnę (ale tę prawdziwą, więc nawet w lutym, a z pewnością w marcu kalendarza konwencjonalnego), kiedy jest sporo czasu na działania w ogrodzie, zaczynamy szczotkować wybrane drzewa. Ja sam stosuję następujące zabiegi: omiatam pnie twardą miotłą techniczną, wycinam sekatorem i piłką ogrodniczą tak zwane dziczki (pędy wybijające z pni lub z szyi korzeniowej), usuwam także suche gałęzie. Następnie, szczotką ryżową (chociaż zazwyczaj już nie jest zrobiona ze słomy ryżowej), ręcznie szczotkuję pnie na odcinku około metra, aż do pierwszego rozwidlenia grubych konarów. Pierwsze szczotkowanie jest dość mocne i usuwa resztki odstającej kory, która nie odpadła po omiataniu miotłą. Drugie i trzecie szczotkowanie wkracza już w inną sferę, którą można nazwać sferę kontaktu i działania na rzecz dobrostanu drzewa. Pień staje się gładki, a wszystko co się na nim ukryło zostało wraz z korą usunięte z pni, ale nie zabite. Tak wygładzony pień maluję zwykłym wapnem z dodatkiem wody. Malując, należy uważać na oczy i dłonie (wapno jest silnie drażniące), a więc rękawiczki i okulary są niezbędne. Z mojej praktyki wynika, że jakkolwiek byśmy nie robili tego uważnie i starannie, to i tak wrócimy z akcji usmarowani wapnem, a więc stare ubrania i kapelusz są konieczne.

Wapno do malowania drzew można kupić w sklepie ogrodniczym, zazwyczaj w nieco zbyt małych opakowaniach, ale na swojej działce, ogrodzie i zadrzewieniu karmiącym lepiej posłużyć się starym sposobem na otrzymanie doskonałego wapna za dużo niższą cenę. Takie wapno może służyć także w budownictwie jako tradycyjna zaprawa wapienna do tynkowania. Wapno palone kupowane w dużych workach (wystarczy wam zazwyczaj dwa worki) w składach budowlanych wsypujemy do dołu w ziemi i zalewamy dużą ilością wody.
Burzliwy proces jaki zacznie zachodzić nazywamy lasowaniem lub gaszeniem wapna. Po jakimś czasie (ale raczej to dni i tygodnie, a nie godziny, więc planowanie jest ważne) otrzymamy białą, tłustą masę wapna gaszonego, które doskonale daje się rozprowadzać wodą. Dół z wapnem powinien być zabezpieczony w sposób widoczny i trwały, jeżeli trzeba, to polecam wbicie palika z tabliczką: Uwaga – wapno gaszone! Taki zapas wapna można utrzymywać przez długi czas, a ja korzystałem z niego nawet po dwóch latach od sporządzenia. Wapno gaszone rozprowadzone wodą, daje znacznie lepsze pokrycie powierzchni malowanych niż wapno palone rozmieszane z wodą.
Wapno gaszone w dole z wodą, albo wapno hydratyzowane kupione już gotowe i wapno palone (to najbardziej podstawowe) to znakomity środek do wielu działań ogrodowych: nawożenia, budownictwa tradycyjnego, malowania drzew, odkwaszania ścieków i gleby oraz wielu innych, o których dalej.


W Grecji, gdzie mrozy są zjawiskiem wyjątkowym, chociaż okresowe, zimowe obniżenie temperatury ma wielkie znaczenie w ogrodnictwie, wapno i udające wapno białe farby są głównym kolorem jaki odkryjemy wokół domów, na ścieżkach wyłożonych kamieniem, na drogach dojazdowych, schodach, w ogrodach, gajach oliwnych i otoczeniu cerkwi, właściwie wszędzie. Także na pniach drzew owocowych i pniach drzew obudowanych murkami kamiennymi, które budują centrum wsi lub ważne miejsca w miasteczkach.


Zamaszyście malowane białą farbą (dawniej wapnem) wzory kwiatowe są tradycyjnym postępowaniem ochronnym. Pewnie dlatego takie praktyki nazywa się potocznie „białą magią”, co upraszcza rozmaite spekulacje na temat znaczenia tego określenia. Obecnie, praktyki te na planie społecznym, przekształciły się w oznaczanie głównych traktów i ciągów pieszych. Na „mojej” wyspie Samos, w każdej wiosce, zarówno w górach, jak na wybrzeżu, wszystkie drogi, które prowadzą głównym szlakiem, są zaznaczone na biało. Wejścia do cerkwi, ale też do szkół pełnych dzieci (a więc najcenniejszych miejsc dla społeczności) są pomalowane w proste ornamenty kwiatowe, które można brać za pozostałość jakiś szkolnych zajęć z plastyki. Uwidacznia się w tym, to podstawowe nieporozumienie i pułapka w jaką wpadają mało wprawni obserwatorzy świata – magicznym zabiegiem jest sam akt malowania i cała intencja jaką w niego wkładamy, aby podtrzymać łączność z przeszłością i przyszłością, a nie efekt estetyczny. Nie jest nieważny, ale nie jest celem.
Oczywiście, w popularnym geście ucieczki przed trudnymi do znormalizowania przejawami duchowości, możemy przytoczyć dowody na antyseptyczne działanie wapna i tak rozumieć opisany zwyczaj, co jednak nie wyczerpuje tematu. Celtyckie rozumienie magii, mówi, że jest to zestaw czynności, które wykonuje się w określony sposób dla uzyskania zamierzonych efektów. Sfera efektów jest indywidualną sprawą i jedynie ich część staje się publiczna i akceptowalna dla wszystkich.


Od malowania pni drzew owocowych zawędrowaliśmy w zapowiadany rejon – „innych zagadnień etycznych”. Czy szczotkowanie pni i malowanie wapnem ma sens? Dla tych, którzy muszą mieć jakieś praktyczne powody, znalazłem kilka. Dla tych, którzy potrafią korzystać z energii drzew, a nie są jedynie nową warstwą ekstraktywistów, którzy jedynie dźwignęli wykorzystywanie środowiska na subtelniejszy poziom, jest to szansa na próbę dania czegoś od siebie i zyskania innej perspektywy. Dla ogrodniczych estetów też się coś znajdzie, na plus lub na minus.
Ja sam staram się w pełni świadomie łączyć te trzy światy w jeden witalny ogród.