Droga Roślin (5)
Współczesna natura Dereka Jarmana, wydana przez Ha!Art w 2023 roku, a którą przełożył Paweł Świerczek, w pierwszej chwili mnie zaskoczyła, bo należy do tych książek, które „zna się od wieków”, tak jak samego Jarmana, którego filmy są klasą samą dla siebie. Jarman to Jarman i tyle? A jednak, kiedy Małgorzata Radkiewicz*, w tamtym czasie zaprzyjaźniona z nami autorka książki Derek Jarman – portret indywidualisty (2003) podarowała mi autorski egzemplarz pisma – Czas Kultury (nr 5 z 2008 roku), w którym znalazłem Jej tekst – „Rajskie Ogrody” Dereka Jarmana, Jarman stał się dla mnie jeszcze bardziej intrygujący i bliski.

Symboliczny, ale i realnie istniejący ogród Jarmana, objawia się jako ważna dla Niego figura nie tylko w filmie Ogród (The Garden) z 1990, ale i książce z 1991 roku – Współczesna natura (Modern Nature). Gdyby ktoś chciał poszperać głębiej, to jest jeszcze wspaniałe wydawnictwo: Derek Jarmans garden with photographs by Howard Sooley (1995), a także znacznie późniejsze Modern Nature: Journals 1989 – 1990 (The Journals of Derek Jarman ,1) – Dereka Jarmana i Olivii Laing (2018).
Nie czuję się kompetentny do omawiania życiorysu, dorobku filmowego i osobistych postaw Jarmana, a zrobiło to już tak wiele osób, że właściwie sam Jarman gdzieś znika przytłoczony grubą warstwą patyny, jaką genialni ludzie są pokrywani przez wszystkich, którzy chcą się ogrzać w ich ogniu. Paradoksalnie Jarmana – człowieka, ratuje jego ogród i chata w jakiej przeżył swe ostatnie, dobre i tragiczne lata. To nie żadna „posiadłość” jak zdawało się Radkiewicz (takiego formatu Reżyser musiał przecież mieszkać w posiadłości co i dla mnie w tamtych latach było oczywistością) a drewniana i lekko przeciekająca chata Prospekt Cottage. Chata Jarmana stoi do dzisiaj i jest chyba zbyt wymuskana, a szkoda, bo tak łatwo zabić organiczną prostotę jaką sobie cenił jej wielki Lokator, który w swych dziennikach przytacza myśl z Tao Te Ching : wielka doskonałość, wydaje się niedoskonała. Okolica jest (a z pewnością była za czasów Jarmana) dość przygnębiająca i to zarówno w aspekcie historycznym jak i współczesnym. Jeżeli zadacie sobie nieco trudu, to zobaczycie w swoich kryształowych kulach Półwysep Dungeness i wielkie podmokłe łąki o charakterze mszarów nazywane Romney Marsch na pograniczu Kent i East Sussex w Anglii. Historycznie to olbrzymie pustkowia służyło do wypasu miejscowej odmiany owiec (Romney Marsch sheep), a monotonny krajobraz przerywany był od czasu do czasu kamiennymi schronami, z których można było kontrolować stada pasące się daleko. Obszary te mają prawie trzysta kilometrów kwadratowych powierzchni i znane były głównie z malarii, która wyniszczała miejscową ludność dość skutecznie. Poza rzeką, głównym i niejako opozycyjnym środowiskiem, jest tam wybrzeże morskie z całą specyfiką tamtych stron – wiatrem, pływami, wałami usypanymi z wszystkiego co morze chciało zwrócić (przy czym obecnie, zważywszy na ilość odpadków i zanieczyszczeń określenie – zwrócić, ma też fizjologiczny sens). To dość czasem ponure, ale z pewnością piękne miejsce, stanowi świetny przykład strefy styku, czyli ekotonu. Ekoton to pojęcie z zakresu ekologii (tak, istnieje ekologia – nauka, tak jak astronomia, fizyka czy chemia), które opisuje interesujące zjawisko nazywane efektem styku. Polega on na tym, że dwa różne środowiska graniczące ze sobą (w kontekście Prospekt Cottage jest to płaski obszar mszarów i morze) wytwarzają biologiczną wartość dodaną, czyli gatunki roślin i zwierząt właściwe dla tego trzeciego środowiska. Tylko w biologii, a specjalnie w ekologii jeden dodać jeden daje trzy. To dzięki temu zjawisku ryby wyszły kiedyś z wody, a prawdziwą królową nauk jest biologia.
Przeciekająca chata Jarmana, stoi po dzisiejszy dzień w takim ekotonie, tworząc z Jego, jak sądzę, świadomą pomocą, swoisty habitat. Pomiędzy grząskimi terenami malarycznymi, a zimnym i bezwzględnym oceanem, powstawał przez wiele lat ogród – sanktuarium. Ogród, bo życie dyktowało impuls sadzenia roślin i budowania ekosystemu, który ze zmiennym szczęściem wytrwale się umacniał, a sanktuarium, bo Jarman realizował nawyki swoich przodków, którzy ustawiali wertykalne budowle, wznosili kręgi na masywnych kolumnowych skałach, a czasem wbijali totemiczne słupy i graniczne struktury, widoczne na wiele kilometrów. Kamienny Stonehenge tak przykroił naszą wyobraźnię, że mało kto wspomina o kręgach nazywanych Woodhenge. Może dlatego, że pozostały po nich jedynie resztki wbitych w ziemie pali? W ogrodzie – sanktuarium, ale może też ekotonie przyszłości Jarmana, znajdujemy nawiązania do jednych i drugich. Może ten ogród-sanktuarium jest wstępem do Trzeciej Natury, jak rozumie ją Anna Bujak?
A co, poza kamieniami, kręgami i patykami przyniesionymi z plaży, można znaleźć w ogrodzie, zakładającym przecież organiczne życie, chociaż znamy tradycyjne odstępstwa od tej zasady w postaci kamiennych ogrodów Zen. Mimo trywialnej nazwy, to kapustę morską Crambe maritima* uznałbym chętnie za sztandarową roślinę Jarmana. Właśnie skończyłem opisywanie jej w mojej książce Ocalą nas małe drzewa jako jadalną roślinę (dla) przyszłości. Należy do botanicznej rodziny kapustowatych Brassicaceae i ma kilka właściwości, które mogą nas zainteresować. Poza tym, że da się zjeść, co w ogrodzie przydomowym, nawet o charakterze wykreowanym przez Jarmana, ma znaczenie, to jest odporna na zasolenie gleby (jest tzw. halofitem), a znosi też lekki mróz. Rozmieszczenie naturalne (lub uznane za takie) to wybrzeża Europy, zarówno ciepłe jak i te zimniejsze, oceaniczne i morskie, aż po Skandynawię, Wielką Brytanię i Bałtyk. Interesującą informacją jest to (naprawdę, nie ja to wymyśliłem!), że rośnie na wszystkich odcinkach Bałtyku, poza tym w granicach Polski. Ma więc szansę wkrótce stać się u nas nową rośliną „inwazyjną”, będzie nazywana „obcą” i generalnie bagnet na broń i kosy sztorcem, bo nie oddamy nawet kawałka wydmy obcym, chyba, że pod deweloperkę? Dlaczego Derek Jarman uprawiał kapustę morską? Bo pożywna, okazała, odporna, ale też dlatego, że była modną rośliną w czasach wiktoriańskich, a jej apogeum popularności przypadło na okres od 17. do początków 20 wieku. Tak, tak… sentymenty. Pokaż mi swój ogród, a powiem ci o czym marzysz?! Wierny swoim zasadom, muszę dodać tylko, że jest inna roślina jadalna, nieco podobna do kapusty morskiej z zastosowania (chociaż poza pokarmem dostarcza też surowców kosmetycznych i leczniczych), a nazywa się – koper morski Crithmum maritimum, która łanowo porasta wybrzeża Morza Środziemnego i jego okolic. Kilka tygodni temu kupiłem słoik marynowanego kopru morskiego w egejskiej Grecji, gdzie koper morski znany jest od starożytności. To nie kapusta morska była w Grecji zabierana na statki dla urozmaicenia diety i zapobiegania szkorbutowi, a koper morski! Jak pachnie i smakuje koper morski podpowie jego pokrewieństwo z selerem. Jedyna uwaga, tyleż krytyczna, co żartobliwa, do tłumacza Współczesnej natury, jest taka, że podawanie nazw polskich typu – kozibród łąkowy lub fiołek w miejsce angielskich: Jack-go-to-bed-at-noon i love-in-idleness, odziera nas z czegoś specyficznie angielskiego. A poważnie, jestem pod wrażeniem dbałości przekładu w warstwie botanicznej. Czuję w tym Ogrodniczki i Ogrodników.

Opis okolic Prospect Cottage za czasów Jarmana nie składał się jedynie z wymienionych wyżej elementów naturalnej fizjografii, ale uwzględniał stare i nowe dzieła ludzkiego geniuszu (albo szaleństwa). Należy do nich Rhee Wall (wał ziemny ograniczający rozlewanie się rzeki), rowy odwadniające, pozostałości struktur wojskowych, z których Sound Mirrors (opisane przez zafascynowanego nim Jarmana), wydaje się ciągle nowatorskim pomysłem, rodem z permakulturowego sposobu projektowania opartym na obserwacji Natury, wiatraki siłowni wiatrowych, linie przesyłowe, latarnia morska, drogi, nowe osiedla oraz dominująca nad wszystkim, jak wieża Mordoru, elektrownia atomowa.
Dungeness nuclear power station bardzo intrygowała Jarmana i jej sąsiedztwo, szczególnie nocne światła ostrzegawcze, jeszcze bardziej podkreślało charakter ogrodu – sanktuarium, a może uświęconego cmentarzyska?
Ja wiem, że w ogrodzie Jarmana, każdy kamień znaleziony na plaży i ustawiony na tym śmietnisku cywilizacji i każdy patyk wbity tam na pamiątkę czasów, gdy wydawało się, że „człowiek, to brzmi dumnie”, albo też na znak jeszcze trwającego życia jest dzisiaj kultowy. Przy czym „dzisiaj” jest słowem kluczem dla tych stale powtarzających się sytuacji. Bo „wczoraj” nie roiło się tam od pomocników, a opisywane stawki za pracę Jarmana i wyglądanie czeku są przecież tak dobrze znaną melodią, w której nic się nie zmienia. Mimo tej legendarności, to jest całkiem dobry, przemyślany i ciekawy ogród, w tym niezwykle osobisty, co dla mnie jest bardziej walorem niż przeszkodą.
Czytając Współczesną naturę, przypomniałem sobie świetną książkę Róże Orwella (Rebecca Solnit, Karakter 2023), w której Solnit odkrywa Orwella jako świetnego ogrodnika. Można nawet odnieść wrażenie, że Orwell zawsze chciał być głównie ogrodnikiem i jedynie zbieg okoliczności (w tym, to, że nie miał własnego ogrodu, na który przyzwoici ludzie muszą zapracować) sprawił, że stał się znany jako literat. Natychmiast po sukcesie dzieła – Rok 1984, kupił sporą farmę, którą nie nacieszył się długo, ale jednak dopiął swego!
Przy całej awangardowości i nieuleganiu konwencjom Jarmana i Orwella (pamiętając o ich odmiennych formach wypowiadania się), gdzieś z tła wyziera całkiem dobrze widoczny wzór ich rajskich ogrodów – cichej, angielskiej wsi z ich własnymi małymi domkami i ogrodami płynnie przechodzącymi w pola i miedze porośnięte żywopłotami z głogu i róż. Jarman wprost odwoływał się do takiej sielskiej przeszłości, a Orwell tylko lekko ją skrywał? Ta ważna dla moich wywodów wspólnota, łączy ich z Robertem Macfarlanem, który swój ogród odziedziczył. Jednak także i on wiele spaceruje po miedzach i przedziera się dzielnie przez angielskie żywopłoty z głogu i róż, a jego pisarstwo unosi się nad Solnit jak smużka kadzidła (pisała o nim – „mój stary przyjaciel Robert”), ale też nad Paulem Kingsnorthem, który jakoby otrzeźwiał z ekologii, a któremu też jawi się angielski raj w postaci domku, ogrodu i tantiemów za wyjawianie światu swoich frustracji, błędów i niepewności. Gdy się nad tym dobrze zastanowić, to była to doskonała podstawa mentalna, zręcznie wykorzystana do operacji wyciągnięcia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Jeżeli nie „otrzeźwiejemy” z tego rodzaju rajskich wizji, to zamiast ogródka dla każdego, wszyscy znajdziemy się w jednym gułagu. A o Kingsnorth’cie w następnym wpisie!
*Prof. dr hab. MR, pracuje na UJ.
**Derek Jarman zadziwił mnie rozróżnianiem kapusty morskiej (modraka morskiego) i modraka sercolistnego Crambe cordifolia, który pochodzi z Kaukazu i bywa uprawiany jako roślina ozdobna.
Uwaga!
Czuję się zobowiązany do wytłumaczenia moim czytelnikom, dlaczego zajmuję się wiosną (czas prac ogrodowych!) tak mocno książkami. Głównym powodem jest moje przekonanie o tym, że w obecnych, trudnych czasach powinniśmy szukać inspiracji i siły w kulturze, budowanej na szacunku dla Natury i razem z Nią. Od nieco dziwacznych – Zwierząt mocy do nieszczęsnych – Wyznań otrzeźwiałego ekologa, poprzez wątek Orwella, Solnit i Macfarlane’a, spotykamy się z wrażliwością na to, co właśnie tracimy, prawdopodobnie razem z całą znaną dotąd zachodnią cywilizacją. To prawda, że jest ona zaborcza, chciwa, bezwzględna w stosunku do przyrody, arogancka i samobójcza, ale innej tu nie mamy i jeszcze możemy zmienić wszystko! Dzisiejszym ogrodnikom, leśnikom i hodowcom, deweloperom, architektom, urbanistom, handlowcom i klasie politycznej (oj tej klasie może najbardziej!) potrzeba innego treningu, innych niż zawodowe, inspiracji. Te inspiracje i rodzące się z nich zmiany, można określić jako – etykę i zbudowaną na niej współpracę. Etyki niestety nie uczą się „zarządzający ziemią” w swoich szkołach, a nawet na uniwersytetach, a współpraca bez etyki jest tylko zakamuflowaną konkurencją.
We wszystkich wymienionych wyżej profesjach (i wielu innych, których nie wymieniam z braku miejsca) mamy wzory, ludzi, książki – nasiona zmian już gotowe do wzrostu. Cały alternatywny świat w stosunku do tego, który się słusznie kończy, jest od dawna wyśniony, zbadany, zaproponowany i w dużej części zbudowany w wielu miejscach na Ziemi. Strażnicy więzienia nie oprowadzą nas po wolnym świecie, a prawdziwej etyki możemy i musimy się nauczyć od siebie, dyskutować o niej, czytać, pisać, ale ponad wszystko wprowadzać ją w życie. Ten praktyczny aspekt jest całkowicie konieczny, bezdyskusyjny i śmiertelnie pilny!
