W znakomitej książce – Pszczelarstwo dla wszystkich, napisanej ponad sto lat temu (!) przez francuskiego księdza i pszczelarza Émile Warré, znajdujemy przekonywujący opis zalet uli bezramkowych. Ul bezramkowy i pszczelarstwo z uwzględnieniem dobrostanu pszczół, a nie tylko portfela pszczelarzy, Warré wywiódł z własnej intensywnej praktyki pszczelarskiej i obserwacji wielu różnych typów uli w jego własnej pasiece liczącej około trzysta rodzin pszczelich! Pomysłodawca uli i pszczelarstwa dla wszystkich, miał na uwadze zdrowie rodziny pszczelej i uproszczenie (a więc zmniejszenie kosztów) całego szeregu zajęć pszczelarzy – od budowy lub zakupu uli, poprzez skompletowanie akcesoriów w postaci ramek, a obecnie także gotowej węzy, lekarstw, wirówek do odwirowywania miodu z ramek, specjalnych naczyń i pojemników, aż po wiele drobniejszych przedmiotów i ochronnych skafandrów, które zmieniają nas w jednej chwili ze zwykłych ludzi w Wielkich Wtajemniczonych.

Niezorientowanej części czytelników wyjaśniam, że obecne, powszechnie stosowane pszczelarstwo jest działem rolnictwa (hodowla zwierząt) i podobnie jak ono, poszło w formy przemysłowe. Żywe rodziny pszczele są traktowane jak organiczny element fabryki miodu i innych produktów pszczelich. Ule produkuje się w różnych wielkościach i z różnych materiałów (łącznie z tworzywami sztucznymi, np. styropianem), pszczoły leczy się czy są chore czy nie, podobnie jak stosowanie obowiązkowego odwszania i zimnych pryszniców w obozach koncentracyjnych. Ponieważ miód w tego rodzaju fabrykach, wybiera się bardzo intensywnie, a pszczoły pozbawiane zapasów (wielu zapomina, że pszczoły zbierają pokarm dla swojej rodziny, a nie dla pszczelarza) i niepokojone rabunkiem i dymem, który ma je przekonać o pożarze, nie mają czasu na swoje zabiegi samolecznicze, stają się słabsze, mniej odporne i zaczynają chorować. Reszty dokonuje już to, co w uprawie roślin nazywamy monokulturą, a w życiu naszego gatunku – przeludnieniem i ściskiem.

W ramach szybkiego kursu pszczelarstwa i klarowności dalszego wywodu, warto zrozumieć trzy techniczne pojęcia (poza ulem): ramka, snoza i węza. Ramka, to – jak trafnie wskazuje nazwa (aż dziwi mnie, że nie nazywa się jakoś bardziej tajemniczo), zbita z czterech listewek ramka drewniana, przy czym drewno, jest stosowane w przemyśle pszczelarskim już jako element sentymentalny. Ramka wprowadza ład i seryjność do produkcji miodu przez pszczoły – wprawdzie pracowite, ale przecież nie tak sprytne jak gatunek dominujący Homo sapiens. Jak wspomniałem wyżej, ule przemysłowe są różnej wielkości i dlatego ramki muszą mieć różne wymiary, dostosowane do wewnętrznego obrysu każdego typu ula. Ład i seryjność, jest więc ograniczona i działa jedynie w obrębie kilku typów uli przemysłowych. Znajomość wymiarów ramek i powiązanie ich z typami uli przemysłowych daje samo sedno wiedzy pracowników kombinatów pszczelarskich. Jeżeli tego nie wiesz, rozmowa z oficerami produkcji miodu wchodzi w rejestry od politowania do pogardy. To tak jakby nie skupiać się na temacie konwersacji przez telefon komórkowy, tylko na typach i rozmiarach ładowarek, które dopiero od niedawna próbuje się ujednolicić. W ulu umieszcza się wiele ramek na tyle szczelnie, aby pszczoły nie mogły zbudować plastrów na swój własny, anarchiczny i nieznormalizowany sposób. Każda ramka jest wyposażona w węzę, czyli dno szuflady jaką tworzą ramka z węzą. Węzy produkuje się już taśmowo i wdrukowuje nawet wzór komórek plastra pszczelego, aby pszczoły miały wiarygodną ściągę na wypadek, gdyby o nim zapomniały traktowane dymem i ograbiane z zapasów. Szuflady te zawiesza się pionowo i ciasno jedna obok drugiej z pozostawieniem niewielkiej przestrzeni dla komunikacji pszczół i płaskich plastrów. Pod nimi znajduje się otwór wlotowy i pszczoły mogą zacząć swoją służbę na wszystkie zmiany.

Pozostaje jeszcze snoza i wiedza dostępna jedynie najbardziej wtajemniczonym. Snoza jest listewką, która umieszczona w górnej części pustego ula (bez ramek i węzy) stanowi podstawową i wystarczającą konstrukcję dla budowy plastra pszczelego. Jeżeli umieści się kilka snoz, to plastry będą powstawały obok siebie w trochę różnym tempie i będą przybierały rozmaite kształty. Wspomniana wiedza tajemna mówi, że pszczoły zaczynają budować plastry zawsze od góry. Jeżeli zatem zabudują swoimi zapasami cały ul, to wystarczy postawić na nim drugi taki sam, ale pusty i przełożyć daszek, a pszczoły zaczną swoją pracę przenosząc się w górę i zaczepiając nowe plastry o kilka patyków (snozy!) umieszczonych pod daszkiem. Jeżeli raz w roku, przy ustawianiu pustego ula na pełnym, zabierzemy pszczołom kilka plastrów z miodem i wszystkim tym, co mu towarzyszy, to uszczerbek dla dobrostanu pszczół nie będzie zbyt duży. Oczywiście liczy się pora roku i sezonowa dostępność pokarmu, dość powiedzieć, że nie robimy tego przed zimą i w zimie, a także wczesną wiosną. Oczywiście tak nie zbudujemy fabryki miodu, ale możemy zaoferować za to miód dla wszystkich, o czym niżej.

We wspomnianej książce (przypominam, że tekst ma ponad sto lat!) Warré opisuje ul bezramkowy własnego pomysłu i wspomina krytyczne uwagi z jakimi się spotykał. Uczciwie opisuje zalety uli dla wszystkich (bo proste, tanie i łatwe w obsłudze), a także podnosi temat dobrostanu (a więc także zdrowia) pszczół, co czyni go pionierem etycznej hodowli zwierząt. Jako doskonały praktyk zaproponował razem z ulem bezramkowym, także specjalnie dostosowaną do nich wirówkę, słusznie przewidując, że kłopot z odwirowywaniem miodu będzie głównym zarzutem dozorców przemysłowych pasiek. Bo ramki służą do zabierania pszczołom dosłownie – wszystkiego i do tego dają się łatwo odwirowywać. W swej przenikliwości i otwartości razem z ulem bezramkowym dla wszystkich, Émile Warré zaproponował także prostą konstrukcję ramkową, aby sprostać utrwalonym nawykom i niechęci do „nowinek”. Ta propozycja pokazuje, że Warré dostrzegał, gdzie tkwi prawdziwy problem tworzącego się za jego czasów pszczelarstwa przemysłowego. Jest nim bowiem arogancki i pełny przemocy sposób traktowania żywych zwierząt, całych ich rodzin, które dawały sobie radę na długo przed nastaniem naszego niszczycielskiego gatunku, a jak sądzę, przetrwają także apogeum jego inwazji na świat. Wielu tzw. znawców pszczół wie, że tylko wybrane walory organizacji rodziny pszczelej nadają się do podkreślania w debacie publicznej i zręcznie manipuluje wiedzą. Pszczoły są głównie „pracowite” i „zdyscyplinowane”, no i słuchają „królowej” bez zastrzeżeń. To, że pszczoły miodne wyewoluowały z gatunków mięsożernych i stworzyły nowe społeczności żywiące się roślinami w niezwykły sposób, bo korzystny i niezbędny także dla roślin… o tym jakoś słyszy się niezbyt często. Nie słyszy się też wiele o praktykach jakie dość powierzchownie można by nazwać pszczelim szamanizmem (Grecja!), o pszczelarstwie zajmującym się całkowicie odmiennymi gatunkami pszczół miodnych (Australia!), albo o arcyciekawym pszczelarstwie skalnym uprawianym niegdyś w Karpatach czy pszczelarstwie prekolumbijskim. Taka wiedza nie służy dobrze przemysłowej produkcji miodu, bo jego zasady stoją w drastycznej sprzeczności z każdym ze sposobów tradycyjnego pszczelarstwa. Oczywiście, istnieje też aktualny wątek tej historii, który dotyczy kondycji rolnictwa w Europie. W Grecji oglądałem jak pszczelarze wspólnie z rolnikami od GMO i całej obecnej chemii stosowanej w rolnictwie (osłabia lub zabija ona pszczoły) walczą z wszystkim co by mogło skierować rolnictwo na organiczne i permakulturowe drogi. Przy czym stosując nazwę „permakultura” mam na myśli system, który może trwać z pożytkiem dla środowiska i ludzi bez ograniczeń czasowych, jakie przyniosło ze sobą intensywne rolnictwo przemysłowe. Takie rolnictwo pozostawia po sobie ruinę, a wiecznie niezadowoleni i rozżaleni nie wiadomo na kogo rolnicy, zniszczą przy okazji także kilka rządów, a może i państw.

Pszczelarze w Polsce, o ile wiem, nie wsparli pomysłu na jeszcze mocniejsze polewanie ich pasiek chemią, ale pewnie dadzą się przekonać, w imię braku satysfakcji ze swojej pracy. Ja się temu deficytowi satysfakcji nie dziwę, bo nikt nie znajduje (poza chorymi umysłowo i psychologicznymi monstrami) zadowolenia z pracy wyniszczającej podstawy naszego wspólnego życia za zyski, które niczego już nie gwarantują.

Na FB widzę krytykę naturalnego miodu z Nowej Zelandii nazywanego Manuka i wychwalanie polskiego miodu, przy czym Manuka musi być certyfikowany i posiadać wszelkie możliwe oznaczenia gwarantujące autentyczność, a „polski miód” wystarczy, że jest (prawdopodobnie…) z Polski. Nasze zdrowie i życie, nie może być sprawą wojen handlowych, źle pojętego patriotyzmu i czarowania gawiedzi w socialmediach. Niby nie może, a jest?

Ule bezramkowe są znane na świecie od zawsze, ale wzory pochodzące np. z Japonii budzą w Polsce nieufność i przynależny nam, niejako wbudowany w naszą tożsamość sceptycyzm – „co nam panie będą z Japonii jakieś ule lansować”. Nasze własne, prastare kłody, kosze i ule skalne, a także po części dzikie pszczelarstwo, wygodnie jest zaliczyć do „prymitywnych”, „dawnych” konstrukcji i mieć z głowy biologię, gatunki pszczół i ich zwyczaje. To by tylko przeszkadzało w samouwielbieniu przemysłu pszczelarskiego.

Także Émile Warré opisuje pewien rodzaj dziwnego sceptycyzmu wobec jego propozycji. Sceptycyzm ten chce uchodzić za wyważenie, za pewnego rodzaju mądrość życiową i zawsze łże o uwzględnianiu rozmaitych racji. Pomijając, że nikt z tych sceptyków nie pyta pszczół (a przecież są to zazwyczaj wybitni znawcy biologii pszczół), to ten dziwny wybiórczy sceptycyzm, który utrzymuje się od ponad stu lat, opiera się na zwykłej, nieokrzesanej i nagiej lub lekko tylko owiniętej w naturalne przybranie, pazerności i pozbawionego współczucia traktowania innego życia. Tak się dzieje wewnątrz naszego gatunku i taka jest praktyka ludzi wobec Natury. Pozostaje jedynie, krok po kroku demontować tę skostniałą budowlę przynoszącą strach, choroby i zagładę.

Książka Émile Warré jest – po ponad stu latach, dostępna od 2023 roku w wersji polskojęzycznej dzięki tłumaczeniu pana Mateusza Viste. Przeczytajcie ją z uwagą! Nie cytowałem tekstu, bo przestraszyłem się zastrzeżenia „wszystkich praw” dla Tłumacza, któremu mimo to, jestem bardzo wdzięczny za zrealizowanie tego projektu. Sporo na temat właściwego podejścia do naszych kontaktów z pszczołami (nie tylko „miodnymi”) napisałem w mojej nowej książce pt. Ocalą nas małe drzewa, która wyjdzie wiosną 2024 roku w Wydawnictwie Bored Wolves. Jeżeli chcecie coś zrobić dla zmiany i demontażu „skostniałej budowli” to zwyczajnie kupcie Pszczelarstwo dla Wszystkich, albo/i moje Ogrodnictwo na trudne czasy z 2023 roku lub /i Ocalą nas małe drzewa z tego roku, jeżeli nie dla siebie to podarujcie komuś. Po przeczytaniu i sprawdzeniu w praktyce, możecie na moich książkach, wydanych w specjalnie życzliwy dla Natury sposób przez Bored Wolves, posadzić ziemniaki. To dobry początek na zrobienie czegoś wspólnie, na konstruktywną dyskusję.

Jeżeli czujecie ten sceptycyzm o jaki wspominam wyżej i boicie się, że Bored Wolves, pan Mateusz Viste, Émile Warré lub ja staniemy się bogaczami za Waszą sprawą, to zapewniam, że tak się nie stanie, chociaż z różnych przyczyn. Émile Warré już nie czeka na zyski, a nie mamy już stu lat na ponowne odkrywanie moich książek. Nie mamy nawet dwudziestu. Chyba, że zaczniemy coś robić?

A miód od mandragory jest leczniczy? Jak myślicie?